Edo to zarówno nazwa japońskiej epoki rozkwitu (1603-1868), która przypadała na okres renesansu i oświecenia w Polsce, jak i dawniejsza nazwa Tokio. W grze Kootego Yamady będziemy przez okrągły rok korzystać z towarów i usług najwybitniejszych rzemieślników i handlarzy rozwijając przy tym miasto i podnosząc jakość życia.
Gdy w 2018 roku byliśmy z Grześkiem w Tokio, udało nam się odwiedzić muzeum Edo-Tokyo – ogromny kompleks poświęcony sztuce, architekturze i życiu w owej epoce. Mogliśmy podziwiać cudowne makiety w mikro skali jak i rzemieślnicze domy w skali 1:1. Nie musieliśmy nawet się trudzić, by wyobrazić sobie jak nowoczesną i tętniącą życiem stolicą było historyczne Edo. Myśląc o dawnej Japonii zawsze widziałam właśnie to, co w muzeum – kunsztowne rękodzieła, drewniane domy, spacerujące po targach gejsze, handlarzy sprzedających sake, parasolki, ryż czy obrazy ukiyo-e. To była epoka ogromnego skoku ekonomicznego, w której wprowadzono wyprzedaże w sklepach czy w ogóle sprzedaż gotówkową. Choć Edo miała także ciemne strony (chociażby sztywne, administracyjne zasady i policyjny reżim) to właśnie w tym okresie powstało wiele przepięknych form sztuki, jak wspomniane już ukiyo-e, poezja haiku czy teatr kabuki.
Jeżeli tylko choć odrobinę interesujecie się Japonią, to „IKI” będzie dla Was wspaniałą wycieczką w przeszłość. My nie zastanawialiśmy się nad patronatem do tej gry nawet pół sekundy. Jako ciekawostkę dodam, że plansza w grze przedstawia handlową dzielnicę Nihobashi, przy której onegdaj stały nagaya, długie domy handlowe. Dziś w tym samym miejscu znajdują się galerie handlowe, a wśród nich kultowa kawiarnia i centrum Pokemon oraz niesamowicie klimatyczny dworzec główny.
Mam nadzieję, że te kilka fotek z naszego wypadu nakręci Was jeszcze bardziej na „IKI” lub pozwoli lepiej wyobrazić sobie historyczne realia.
IKI – wykonanie
W oryginalnej wersji „IKI” miało bardzo surową oprawę, przywodzącą na myśl orientalne ryciny. W edycji Lucky Duck Games za grafikę odpowiada David Sitbon i trzeba przyznać, że wykonał on kawał niesamowitej roboty. Największym sztosem są tutaj karty przedstawiające rzemieślników (no i kilka budynków). Są pełne detali, ciepła, kolorów. Dla mnie już samo przeglądanie talii było wielką frajdą. Znajdziecie tu sprzedawcę lampionów, parasolnika, tynkarza, strażaka, fryzjera, wytwórcę lalek, barwiarza czy cieślę.
Poza nazwami rzemieślników w grze nie znajdziecie żadnego tekstu – wszystko oparte jest na symbolice. Co unikalne i raczej rzadko spotykane w grach, mamy tu pełne poszanowanie nazewnictwa w instrukcji. Zamiast pionków mieszkańców Edo mamy kobuny, zamiast znacznika gracza – oyakatę. Nie ma tu pieniędzy, tylko mony i kobany. To naturalnie konfuduje z początku, przy czytaniu instrukcji. Od razu podpowiem, by nie zasiadać do tej gry bez uprzedniego przeczytania przynajmniej dwukrotnie wszystkich zasad i oswojenia się z tym nazewnictwem. Tak, próg wejścia przy „IKI” nie jest niski, zwłaszcza, że mamy tu naprawdę dużo symboli (na widok planszetki gracza większość nowicjuszy zrobi wielkie oczy :D). Ale koniec końców chyba każdy doceni, że twórcy obrali właśnie taką drogę, bo dzięki niej możemy poczuć większy klimat.
Poza dwustronną (dedykowaną grze 2 lub 3-4 osobowej) planszą znajdziemy tu jeszcze komplety drewnianych znaczników w kolorze graczy (w tym aż 3 różnego rodzaju pionki postaci), drewienka i ryże, a także całą gamę tekturowych, twardych żetonów symbolizujących walutę, sandały, ryby, tytoń i kilka innych akcji w grze. W moim odczuciu nie oszczędzano tu na niczym i nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek poczuł rozczarowanie odpakowując pudełko wypełnione po brzegi wspomnianymi elementami.
IKI – o mechanice słów kilka
„IKI” to typowy przedstawiciel gatunku euro będący tzw. „sałatką punktową”. Mówiąc wprost – niemal każde nasze działanie przyniesie nam korzyści. Możemy tu kolekcjonować karty rzemieślników w odmiennych kolorach, ryby, fajki i tytoń z różnych pór roku, możemy stawiać budynki, które przynoszą punkty same z siebie lub bonusy za określone zestawy. Dostaniemy również punkty za wykonywane akcje w trakcie gry, premie za rzemieślników w tym samym kolorze przebywających na jednym straganie oraz za zdobyte zasoby (walutę i drewno). Znajdziemy tu również elementy worker placement, zarządzania zasobami (w końcu to gra ekonomiczna), a nawet wyścigu. W ten sam sposób określilibyśmy sporo gier, prawda? Zatem czym wyróżnia się „IKI” nie licząc samego tematu?
Po pierwsze w ciekawy sposób nasze postacie są levelowane. Gdy kupujemy rzemieślnika i umieszczamy go na jednym z czterech straganów, stawiamy na karcie pionek naszego kobuna (mamy ich maksymalnie 4). Każda karta ma kilka poziomów. Za każdym razem, gdy dowolny z rywali będzie korzystał z usług naszego rzemieślnika, ten zwiększa swój poziom. Cztery razy w trakcie gry (czyli raz na kwartał) rzemieślnicy dają nam bonusy wskazane w okienku nad pionkiem kobuna (im wyższy poziom, tym lepsza nagroda). Ostatecznie zaś po dotarciu do maksymalnego pułapu rzemieślnik odchodzi na emeryturę (pionek kobuna wraca do puli), a naszej karcie już nic nie grozi.
I tu przechodzimy do drugiej interesującej kwestii. Trzy razy w trakcie gry wybucha pożar, który uderza losowo w jeden z czterech straganów. Tam niszczy w kolejności od zewnętrznej strony każdą kartę postaci, jeżeli siła ognia danego gracza nie jest odpowiednio wysoka. To ona również decyduje o kolejności ruchu w rundzie. Zniszczona karta przepada bezpowrotnie, dlatego strata jest dotkliwa, ale… niekoniecznie oznacza to, że powinniśmy się skupiać maksymalnie na zapewnieniu sobie należytej ochrony. Podnoszenie siły ognia to jedna z wielu akcji do wykonania, których mamy w grze ograniczoną liczbę. Jeżeli dopisze nam szczęście, ogień ominie nasz stragan, więc to już kwestia naszej własnej taktyki i umiłowania do ryzyka.
Istotna jest także kwestia poruszania się po planszy. Ta składa się z 8 pól – drogi, po której będziemy poruszać się w kółko. W swojej turze najpierw wybieramy, czy pozyskujemy pieniądze, czy kupujemy nowego rzemieślnika, a następnie rezerwujemy liczbę pól, o jakie się poruszymy (od 1 do 4). Dwóch graczy nigdy nie może wybrać tej samej liczby, choć jest tu jeszcze pole z przedziałem 1-4, które pozwala poruszyć się w dowolny sposób lecz kosztem braku możliwości pozyskania pieniędzy/ zakupu karty. Kolejność ruchu oczywiście ogranicza nasze działania, więc tu mamy kolejny powód do podnoszenia swojej siły ochrony przed ogniem. Natomiast nigdy nie jest tak, że nie możemy wykonać żadnej akcji, ponieważ do każdego pola przypisana jest akcja stała (wyrysowana na planszy) oraz do dwóch akcji z kart rzemieślników. W turze możemy skorzystać z 2 akcji. Ważne jest także to, że wykonując pełne okrążenie planszy, podnosimy doświadczenie każdego naszego rzemieślnika.
IKI – wrażenia z gry
Nasza pierwsza rozgrywka była dość chaotyczna. O ile bowiem kolejność w turze jest prosta i zrozumiała, to początkowo ciężko określić, które działania będą najkorzystniejsze. Pozyskiwanie pracowników jest kuszące, ale łatwo zapomnieć przy tym o konieczności ich wyżywienia na koniec kwartału (po to zbiera się ryż). Możemy stracić ich nie tylko z powodu głodu, ale oczywiście wspomnianego już pożaru. Z kolei poświęcając tury na podnoszenie poziomu ochrony przed ogniem, pozbawiamy się możliwości zdobycia wysoko punktowanych ryb czy fajek i tytoniu. Budynki są również atrakcyjne, ale pozyskanie do nich zasobów trwa bardzo długo.
Czy z czasem da się tu wyhaczyć jakąś błyskotliwą strategię? Nie sądzę – ja przynajmniej takowej nie znalazłam. Choć gra trwa faktycznie bliżej 90 minut niż godziny, to zawsze odczuwa się tu niedosyt właściwy grom z gatunku sałatek punktowych. Nie da się zdobyć punktów na każdym polu, więc istotą gry jest po prostu optymalne wykorzystanie swoich ruchów w zależności od dostępnych akcji. Dość subiektywnie można tu natomiast odczuwać stopień swobody w podejmowaniu decyzji. Musimy pamiętać, że zawsze ogranicza nas kolejność na torze akcji. Mając najniższy poziom ognia skazujemy się na wybór ostatniego wolnego miejsca na torze ruchu, co znacząco zawęża nasze możliwości, zwłaszcza w sytuacji, gdy np. przy danym straganie nie ma jeszcze żadnego handlarza. Z drugiej strony jest to niejako konsekwencja naszych wcześniejszych poczynań, więc nie powiedziałabym, że „IKI” nakłada nam jakieś sztywne ramy.

Stając na straganie sprzedawcy bawełny otrzymamy 1 mon i sandał, a sprzedawca używanej odzieży da nam drewno
Bardzo podobała nam się kwestia używania rzemieślników rywali. Widząc, że dany handlarz należy do przeciwnika dwukrotnie zastanawiamy się, czy faktycznie chcemy skorzystać z jego usług, bo jemu także daje to wymierną korzyść. Nie rzadko zdarzało się, że rywal nieświadomie uratował nam skórę w trakcie pożaru, ponieważ miał wyższy poziom ochrony przed ogniem i dzięki temu go gasił zanim płomienie dosięgły naszą postać. Jak na grę euro to poziom interakcji jest całkiem wysoki.
Gorzej wypada moim zdaniem skalowalność – zwłaszcza tryb dwuosobowy okazał się nużący z powodu zbyt małej liczby kart handlarzy wchodzących na planszę. To z kolei przekładało się na mniejszą liczbę akcji do wykonania. Jeżeli planujecie zatem grać tylko w dwójkę, to niestety ja Wam „IKI” do tego nie polecę. Najlepiej gra się w pełnym składzie, bo poza szybko zapełniającymi się straganami szybciej też uciekają nam sprzed nosa żetony ryb i fajek, co dodaje rozgrywce nieco wyścigowej atmosfery. Spacerowanie po straganach i zdobywanie punktów za niemal wszystko skojarzyło nam się od razu z „Tokaido”, które bardzo lubimy i myślę, że „IKI” mogą brać w ciemno gracze, którzy także lubią ten orientalny tytuł.
My do tej gry wracamy od premiery dość często i jeszcze nam się ona nie znudziła. Za regrywalność odpowiadają tu właśnie rozmaite karty rzemieślników, które choć w każdej grze występują w tej samej konfiguracji, to tylko od graczy zależy, ile i które z nich trafią na stragan. Losowość pożarów oraz kart budynków także wpływa pozytywnie na ten aspekt zabawy. Natomiast potrafię też wyobrazić sobie, że dla niektórych graczy to wciąż będzie za mało.
Na pewno ze wszystkich gier o Japonii, które posiadamy, „IKI” jest najciekawsze i najbardziej oddające ducha tego kraju, więc jeżeli macie lekkiego hopla na punkcie Kraju Kwitnącej Wiśni to spokojnie dodajcie ten tytuł do koszyka. No chyba, że bardzo, ale to bardzo męczą Was gry ekonomiczne gry z rozbudowaną symboliką i wieloma akcjami do wykonania. Jest wiele przystępniejszych gier na rynku, które można popykać w gronie amatorów np. „Seikatsu”, „Gejsze” czy wspomniane już „Tokaido”.
IKI - ocena końcowa
-
9/10
-
8/10
-
8/10
-
8/10
-
9/10
IKI - Podsumowanie
Przepięknie wydana, oddająca ducha epoki Edo gra ekonomiczna z kilkoma fajnymi mechanikami. Tak, to sałatka punktowa, ale zgrabna, z odpowiednio rozwiniętą interakcją i kilkoma ciekawymi mechanikami. Nie jest przystępna, ale zyskuje przy bliższym poznaniu.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz klimat Japonii
- lubisz mechanikę zbierania zasobów/ worker placement/ set collection
- podoba Ci się klimat lekkiego wyścigu
- grasz w 3-4 osoby
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- grasz w parze (tryb dwuosobowy nie jest naszym zdaniem dobrze zbalansowany)
- nie lubisz mieć ograniczonych ruchów
- nie cierpisz sałatek punktowych
- szukasz gry z niskim progiem wejścia
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games