Kot z Cheshire, Szalony Kapelusznik, Biały Królik i Królowa Kier – te wszystkie postacie spotkacie w kolejnej części kieszonkowej serii Escape Room od wydawnictwa FoxGames. Czy zagadki z krainy czarów trzymają poziom? A może, jak zobowiązuje sam tytuł, są jeszcze dziwaczniejsze niż zazwyczaj?
Nie wiem, co jest takiego w „Alicji w Krainie Czarów”, że mimo upływu lat wciąż potrafi elektryzować młodzież. Może ta szalona dziwaczność, obłęd, który wypowiada wojnę nudnej normalności jest tak pociągający? Może ten surrealizm bliski dziecięcej wyobraźni podoba się i dorosłym? Mam wrażenie, że gdzie się ostatnio nie obrócę, to widzę do tej powieści nawiązania. W Empikach – seria gadżetów, wśród mudukowych paragrafówek zdecydowanie to „Koszmar Alicji w Krainie Czarów” cieszy się największą popularnością, a na Netflixie niedawno mogliśmy oglądać świetną adaptacją mangi „Alice in the Borderlands”. Teraz zaś doczekaliśmy się kolejnej części serii Escape Room, czyli kieszonkowej, jednorazowej gry logicznej przeznaczonej dla 1 lub większej liczby osób. Czy warto po nią sięgnąć?
Escape Room: W krainie czarów – na czym to polega?
Zdecydowanie tak, o ile macie ochotę na tego typu rozrywkę. Jeśli to Wasz pierwszy kontakt z serią, to na początku szybkie przypomnienie. Każda część to niepowiązana z sobą przygoda na około godzinę czasu, którą – tak jak w prawdziwym escape roomie – należy przejść w jak najkrótszym czasie rozwiązując po drodze różnorodne zagadki. Zabawa polega na odkrywaniu ze specjalnie przygotowanej talii kolejnych kart, na których kryją się łamigłówki i krótka treść fabularna. W teorii jest to rozrywka dla nawet sześciu osób, ale zawsze podkreślam, że w praktyce nie ma to zbytnio racji bytu. Sześć osób stłoczonych przy stole nad (zazwyczaj) jedną kartą zagadki to trochę za dużo. Optymalnie grało mi się we trójkę lub dwójkę, ale oczywiście tu wiele zależy od towarzystwa. Jeśli będziecie sprawiedliwie dzielić się łamigłówkami, to może i większe grono nie będzie przeszkodą.
Tak jak i w poprzednich częściach, tak i tutaj goni nas zatem czas (ten odmierzamy sobie na stoperze). Błędy odnotowujemy na specjalnej karcie. Finalnie każdy błąd dodaje do naszego wyniku karne minuty, a rezultat naszego rozgrywki jest oceniany właśnie przez pryzmat czasu. Naturalnie, pewnie i będą tacy, którzy zaciekle będą starali się osiągnąć jak najlepszy wynik, ale osobiście uważam, że jest to rodzaj gry towarzyskiej, w której nie liczą się cyferki, a po prostu dobra zabawa, z którą wiąże się mniejsza lub większa satysfakcja z rozwiązywania zagadek. Jedyną różnicą w stosunku do poprzednich części jest… brak jakichkolwiek wskazówek! Ot, jeśli się gdzieś zatniecie, po prostu zaznaczacie kolejny błąd i lecicie dalej.
Escape Room: W krainie czarów – poziom zagadek
O panie, łatwo to tu na pewno nie było :-). Nasza karta z błędami wypełniała się w tak zastraszającym tempie, że wydawało nam się, że już niemożliwością jest skończenie gry z pozytywnym rezultatem. „W krainie czarów” łamigłówki mają charakter abstrakcyjny, zmuszający mózg do uważnego czytania poleceń i nie tyle posługiwania się czystą logiką, co raczej próbą zrozumienia, co autor tak naprawdę miał na myśli. Gra, a raczej Kraina czarów wyraźnie igra z graczami, zwodzi ich na manowce i stara się przekazać jedno – tu wszystko jest na opak i chłodne rozumowanie się nie sprawdzi :-).
Kilka łamigłówek rozwiązaliśmy w trymiga (fajna choć łatwa była chociażby zagadka z lusterkiem), kilka bardziej na czuja, na zasadzie „to głupie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy”, nad labiryntem, który uznaliśmy za najbardziej epicką zagadkę w tej części głowiliśmy się naprawdę długo, błądząc i błądząc aż do skutku (ale przy wyjściu wszyscy powiedzieliśmy „wow, ale to super skonstruowali!”), a niektóre nas po prostu rozłożyły na łopatki. Subiektywnie uważam, że ze względu na duży poziom abstrakcji ten Escape Room z pewnością nie będzie najłatwiejszy, ale może być najprzyjemniejszy dla wybranej grupy osób. Ponieważ nie ma tu żadnego liczenia czy głębokiej analityki myślę, że najbardziej może on się spodobać humanistom oraz osobom, które robią zagadki słowne typu „który kłamca mówi prawdę”, albo wymagające dobrej spostrzegawczości.
Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się tu klimat. Fabularnie przemierzamy podobną drogę co Alicja w powieści – gonimy za Białym Królikiem, wpadamy na herbatkę do Szalonego Kapelusznika, poznajemy kota z Cheshire i finalnie mierzymy się także z szaloną Królową Kier. Zagadki są dobrze wpasowane w atmosferę tej surrealistycznej krainy i odczuwamy niezwykłą przyjemność w trakcie odsłaniania kolejnych kart – tak jak sama Alicja gracze będą tu urzeczeni dziwami i nawet nie zauważą, kiedy minie im ta godzinka i dotrą do końca talii.
Podsumowując, „Escape Room: W krainie czarów” to dobra, warta swojej ceny pozycja dla fanów logicznych zmagań. Nie jest może tak różnorodna jak „Magiczna sztuczka” i nie ma tak rozbudowanej fabuły jak „Zamek Drakuli”, ale można się tu wspaniale bawić. Choć jest to (jeśli dobrze liczę) już dziesiąta część serii, to dalej pachnie ona świeżością i wciąż potrafi pozytywnie zaskoczyć graczy – nawet takich starych wyjadaczy escape roomów jak my :-).
Escape Room: W krainie czarów
-
8/10
-
7/10
-
8/10
-
8/10
Escape Room: W krainie czarów
Kolejna udana część kieszonkowej serii łamigłówek. Tym razem dużo zagadek słownych i igrających z logiką – must have dla fanów Alicji.
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu FoxGames. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.