Ósma część kieszonkowych Escape Roomów FoxGames zabiera nas na pokład pirackiej łajby. I choć znajdziemy tu typowe dla tej tematyki nawiązania: czarne bandery, skrzynie ze skarbami i morskie potwory, to nowością w serii jest mechanika dzieląca graczy na dwa rywalizujące ze sobą obozy.
Do tej pory wszystkie Escape Roomy FoxGames były typowo kooperacyjne. Ba, można je było nawet przejść samodzielnie. „Skarb Czarnobrodego” jednak został stworzony z myślą o ścisłej rywalizacji w dwóch zespołach, dlatego nie da się tej gry zagrać solo. Ten z pozoru prosty zabieg wpłynął znacząco na jakość rozgrywki i niestety w mojej opinii nie do końca pozytywnie, choć nie oznacza to, że gra się bez przyjemności. Zacznijmy jednak od opisu całej mechaniki, by każdy zrozumiał na czym polega nowa rozgrywka.
Skarb Czarnobrodego – na czym polega gra?
Najpierw gracze dzielą się na dwa zespoły: niebieskich i czerwonych. Jeżeli nie możemy podzielić się po równo, wówczas słabsza drużyna dostaje na start jedną kartę z monetami. Pojedyncza moneta to jeden punkt, a w finale wygrywa ta drużyna, która zdobędzie ich najwięcej. Podobnie jak w poprzednich grach tak i tutaj mamy do czynienia z zakrytą talią, którą odkrywa się stopniowo, we wskazanych momentach. Inaczej jednak rozwiązujemy zagadki. Teraz najpierw odczytywana jest jej treść z karty „wspólnej”, a następnie każda drużyna otrzymuje własną kartę z łamigłówką.
Najczęściej te karty są identyczne poza oprawą graficzną, więc nie ma mowy o jakiejś niesprawiedliwości. Teraz każda z drużyn próbuje rozwiązać zagadkę. Ta, której uda się to zrobić jako pierwszej, sprawdza na odwrocie karty wspólnej prawidłową odpowiedź. Jeśli wynik się zgadza, drużyna dostaje w nagrodę kartę z monetami (nie ujawnia rywalowi ich ilości). Jeśli wynik był nieprawidłowy (również nie zdrada się w tym przypadku rozwiązania) druga drużyna ma szansę udzielić swoją odpowiedź i powalczyć o monety. Jeśli nikt nie jest w stanie rozwiązać zagadki, nikt nie otrzymuje monet i lecimy dalej z fabułą.
Morskie opowieści, czyli dobre i złe strony gry
Wyczuwalnie zmieniła się dynamika gry. Rywalizacja spowodowała, że chcąc nie chcąc musimy myśleć znacznie szybciej niż normalnie, bo nie tyle goni nas czas, który wpływał na wynik gry, ale przeciwnicy, którzy są zdecydowanie bardziej nieubłagani. Jedni uznają, że to super, bo więcej emocji zwiększa immersję z gry (arrrr!!!), podczas gdy reszta stwierdzi, że rozwiązywanie łamigłówek pod taką presją ich nie bawi. Ja akurat należę do tego drugiego grona z prostej przyczyny – nie potrafię się skupić, gdy tempo jest szalone, a rywal nie daje mi wytchnienia i wpada na rozwiązanie w kilka sekund (Grzechu – nie pozdrawiam!). Jeżeli zatem nie odnajdujecie się w logicznych łamigłówkach na czas (np. „Ubongo”) to nie sięgajcie po tę część, serio.
Pozytywnym zaskoczeniem okazały się dwa wyzwania, którym bliżej było do mini-gier niż puzzli. Jedno przypominało grę w statki, inne było całkiem sprytną grą w podział łupów. Niestety po zakończonej rozgrywce mieliśmy wrażenie, że skończyła się zbyt szybko. I faktycznie, kart z zagadkami jest tu zaledwie 7 (nie licząc w/w zadań). Cała reszta talii to monety, podwójne karty dla drużyn i części wspólne, na których to rozgrywana jest fabuła. To znacznie mniej niż w pozostałych częściach. Dodatkowo naszym zdaniem jedna z zagadek („Reakcja łańcuchowa”) została źle skonstruowana tzn. jej rozwiązanie przeczy temu, co należało wykonać i wygląda na typowy błąd logiczny.
Minusem może być tutaj brak jakiegokolwiek systemu podpowiedzi. Nie wiecie od czego zacząć? To Wasz problem. Gra nie daje żadnej wskazówki co do łamigłówek. Dodatkowo każda zagadka punktuje inaczej, co może też frustrować. Zauważcie też, że grając w dwie drużyny rozwiązujemy mimo wszystko nie dwie, ale jedną zagadkę. Komunikując się z członkami zespołu głosowo, możemy chcąc nie chcąc naprowadzić rywali na dobrą drogę. My graliśmy akurat w parze więc ten problem nie wystąpił, ale na pewno będzie utrudnieniem przy grze wieloosobowej.
Niewątpliwie mocną stroną tej części jest natomiast sam piracki klimat. Rysunki są świetne, historia sztampowa, ale ładnie wpasowana w mechanikę. Po szarej „Ucieczce z Alcatraz” na pewno miło jest pobawić się w ciepłej, morskiej atmosferze Karaibów.
Escape Room: Skarb Czarnobrodego – Podsumowanie
Świetnie, że twórcom nie kończą się pomysły i mają odwagę eksperymentować z dość ograniczoną formą kieszonkowego escape roomu. Nawet jeżeli nie wszystkie rozwiązania do nas trafiają, to nie wątpię, że znajdą się osoby, które te zamysły docenią. Ja bawiłam się tu z Grześkiem umiarkowanie dobrze. Było za szybko, za krótko, niekiedy zbyt abstrakcyjnie jak na nasz gust. Ale za to w pirackim klimacie!
Myślę, że na tę część powinny zdecydować się głównie pary, które lubią ze sobą intensywnie rywalizować. Jeżeli nawet nie przypadnie Wam do gustu ten oficjalny system punktacji, to nic nie stoi na przeszkodzie wprowadzić własny i rozwiązywać zagadki nie na wyścigi, ale we własnym tempie. Miłośnikom typowych Escape Roomów polecam jednak głównie poprzednie części m.in. niezrównaną „Magiczną Sztuczkę” czy „Tajemnicę Eldorado”.
Skarb Czarnobrodego - Ocena końcowa
-
6/10
-
2/10
-
9/10
-
7/10
-
10/10
Escape Room: Skarb Czarnobrodego
Escape Room z nową mechaniką wyścigu drużynowego. Nie ma wielu zagadek, ale częściowo nadrabia to klimatem. W naszym odczuciu raczej do zabawy we dwoje niż w większej ekipie.
Gra może Ci się spodobać jeżeli:
- szukasz nietuzinkowej gry jednorazowej dla par
- lubisz wyzwania pod presją czasu
- podoba Ci się klimat piratów
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- wolisz kooperację od rywalizacji
- nie lubisz się ścigać i preferujesz spokojniejsze tempo gry
- masz ochotę na dużą ilość zagadek
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu FoxGames