Do wodopoju zbliża się grupa młodych gazel, którym towarzyszy stary nosorożec. W oddali majaczy stado żyraf, leniwie poruszających się na tle zachodzącego słońca. Wtem z wody wynurza się krokodyl, który powoduje popłoch wśród okolicznych zwierząt. Tak mija kolejny dzień w okolicach parku Serengeti – czytała Krystyna Czubówna.
Ok, ok. Pani Krystyna nie ma z tą grą nic wspólnego, ale chciałam, byście już na wstępie dobrze wczuli się w klimat „Dzikiego Serengeti” autorstwa Gunho Kima. Tytuł ten bowiem pozwala wcielić się graczom w rolę reżyserów starających się nakręcić najpiękniejszy film dokumentalny o faunie zamieszkującej tanzańską równinę. W tym celu będziemy próbowali uchwycić najbardziej spektakularne kadry układając w odpowiedni sposób grupy zwierząt. Sama koncepcja może i nie jest świeża, bo podobną widzieliśmy chociażby w „Pstryku!”, ale jest o wiele mniej wyeksploatowana niż motyw hodowania zwierząt czy tworzenia zoo, a to już spory plus. Zanim staniemy za kamerą zobaczmy najpierw, jakie cuda można w tej grze „nakręcić”.
Dzikie Serengeti – najpiękniejsze animeeple jakie zobaczycie w grach!
Prawdopodobnie gdybym zobaczyła samą okładkę tej gry, to w ogóle bym po nią nie sięgnęła. Nie twierdzę, że lampart jest brzydki, ale zupełnie nie oddaje tego, co „Dzikie Serengeti” ma do zaoferowania (już lepiej wypada okładka samej instrukcji!). Mi skojarzył się z jakimiś grafikami do niskobudżetowych produkcji, podczas gdy mówimy tu o pozycji w okolicach 250 zł. Na szczęście to tylko pudełko. Środek skrywa zaś w sobie ogrom wspaniałości. Przede wszystkim mamy tu 37 drewnianych figurek zwierząt w 12 gatunkach (+1 jako znacznik rundy), które robią efekt „wow”. Są kolorowe, śliczne i cudownie wyglądają na ogromnej mapie. Mapka jest dwustronna i przedstawia od góry park podzielony na sektory zawierające cztery rodzaje terenu: wodę, skały, trawę i drzewa.
Klimatycznym dodatkiem jest trójwymiarowa, dwupiętrowa skała z miejscem na tor rundy i kafelki nagród. Niestety choć wygląda ona efektownie na stole, to podobnie jak pełniące tę samą funkcję drzewko z „Everdell” sprawia też trochę kłopotu. Nie da się jej bowiem schować w całości – musimy ją za każdym razem rozkładać i montować od zera. Jeżeli bardzo to kogoś irytuje to oczywiście ja nie widzę problemu, by piętra skały rozłożyć po prostu na płasko i już.
Niewątpliwie wrażenie robi też obfita talia złożona ze 168 kart kadrów, ponieważ poza swoją funkcją w grze, karty pełnią tu także rolę edukacyjną. Na dole każdej z nich znajdziemy przyrodniczą ciekawostkę. Dzięki temu dowiedziałam się tu chociażby tego, że zebry śpią na stojąco, nosorożce nie mają naturalnych wrogów poza ludźmi i że uścisk szczęk hieny jest silniejszy od uścisku szczęk lwa! Uwielbiam takie smaczki i myślę, że w trakcie rozgrywki każdemu graczowi coś z tych informacji utkwi w głowie.
Poza tym pudełko zawiera jeszcze sporo żetonów, kilkanaście kart specjalistów do wariantu zaawansowanego oraz bardzo czytelną instrukcję, w której na końcu kryją się także scenariusze do zabawy solo lub w kooperacji. Choć cena jest wyższa niż standardowe gry familijne, to jest też absolutnie uzasadniona. Uczulam też na przestrzeń potrzebną do gry – my w czwórkę na stole 140×90 cm czuliśmy się bardzo ściśnięci.
Dzikie Serengeti – na czym polega gra?
Gra trwa 6 rund, ale długość rundy może być zmienna – zależy ona bowiem od tego, ile akcji zapragną wykonać gracze. Istotą rozgrywki jest rozmieszczanie na planszy zwierząt w taki sposób, by realizować karty własne karty kadrów. Są tu trzy rodzaje kadrów: takie, które wymagają układu danych gatunków w linii prostej, takie, w których zwierzęta muszą stać na danym typie terenu oraz takie, które wymagają sąsiedztwa danego zwierzęcia. Co ważne – kadr można zaliczyć tylko we własnej rundzie. Jeżeli przeciwnik rozstawi zwierzęta tak, jak by nam pasowało, nic na tym nie zyskujemy (przynajmniej dopóki kolejka nie wróci do nas).
Zrealizowane karty dają nie tylko „gołe” punkty, ale i inne profity np. żetony pożywienia, którymi możemy za darmo przesunąć zwierzątko, żetony, którymi ignorujemy typ terenu, polubienia (im ich więcej, tym więcej punktów na koniec gry) oraz kolekcje symboli. Te ostatnie będą liczyły się dopiero wtedy, gdy pozyskamy też karty punktujące za konkretny symbol.
W swojej turze płacimy określoną liczbę monet i zajmujemy pole na planszy akcji. Rodzajów akcji jest tylko pięć. Poza podstawowymi, które pozwalają po prostu wstawić jedno zwierzę z danej grupy na dowolne pole, mamy tu także przesunięcie zwierzaka o 1-3 pola, zamianę miejscami dwóch zwierząt, dobranie jednej karty z puli kadrów oraz reset puli kadrów z dobraniem karty. Monety otrzymuje się co rundę. Z ciekawszych rzeczy warto wspomnieć o otrzymywaniu nagród filmowych w rundzie 4 i 6 (gracze, którzy zebrali na swoich kadrach największą liczbę danego zwierzęcia otrzymują extra punkty) oraz o trzykrotnym „czyszczeniu” planszy. To ostatnie wydarzenie polega na usunięciu z planszy figurek wskazanych przez losową kartę.
W trybie zaawansowanym każdy z graczy wybiera jedną z 3 kart specjalistów, którzy albo otrzymują pewne bonusy (np. dodatkowe żetony pożywienia i efektów na starcie), albo punktują za spełnienie określonych warunków. Tryb solo przebiega identycznie co rywalizacyjny choć, by w nim wygrać, należy spełnić cele danego scenariusza. W trybie kooperacyjnym nie wymieniamy się zasobami i realizujemy nadal indywidualne kadry, natomiast punkty za nie zaliczają się do wspólnej puli.
Dzikie Serengeti – najdłuższy abstrakt logiczny, w jaki graliśmy
„Dzikie Serengeti” jest przykładem gry, która wydaje się pozornie bardzo lekka. Zasady rozumie się od razu, akcje są proste i nie ma ich dużo. Natomiast kluczowy proces, czyli układanie figurek według wzorów z kart, staje się trudniejszy z rundy na rundę. Każdy gracz wykonuje średnio te 6-7 ruchów w rundzie, co prowadzi do szybkiego zagęszczenia pól na planszy. Zanim wykonamy ruch analizujemy, jaką akcją uda się zdobyć którą kartę. Niestety nie bardzo można o tym myśleć w turze rywali ponieważ każda manipulacja na planszy może zniweczyć nasz plan. Co więcej, w sytuacji, w której w jednym ruchu nie mamy szansy zrobić dla siebie nic ciekawego, szukamy opcji, by dowalić przeciwnikom – a dodam, że wszystkie karty w grze są jawne, więc wystarczy zerknąć na to, co zbierają rywale, by wiedzieć jak popsuć im plan. Z jednej strony to przecież dobrze, bo interakcja jest przez to bardzo wysoka, co jest aspektem pożądanym.
Z drugiej strony prowadzi to do downtime’u i to konkretnego. O ile w grze dwuosobowej oczywiście tego tak nie czuć, to w pełnym składzie doświadczenie bardzo się dłuży. I albo to zaakceptujecie, albo nie macie po co siadać do tego tytułu. Nam bardzo spodobało się samo układanie. Szukanie akcji, która pozwoli zrealizować kartę to doskonała i paląca styki łamigłówka. Natomiast „Dzikie Serengeti” trwa cholernie długo. Ani razu nie ukończyliśmy gry w dwie godziny – raczej w okolicach 2,5h. Dynamika gry zauważalnie spowalnia, im bliżej finału i choć ja będąc zajarana na punkcie zwierząt i abstraktów logicznych nie miałam z tym problemu, tak widok umęczonych twarzy moich współgraczy za każdym razem uświadamiał mi, że nie każdy dobrze się z tym poczuje. Myślę, że skrócenie rozgrywki o 2 rundy wpłynęło by pozytywnie na całokształt doświadczenia.
Abstrahując już od czasu gry, który dla jednych będzie za długi, a dla innych optymalny, muszę przyznać, że „Dzikie Serengeti” ma w sobie coś, co przyciąga do stołu. Ten poziom kombinowania, który wymaga szukania optymalnych rozwiązań niczym w grach euro jest rzadko spotykany w abstraktach logicznych. Nastawcie się też na to, że środkiem do wygranej jest nie tyle samo układanie, co zauważenie na torze kart takich, które idealnie pasują pod daną sytuację. Gracze bez podzielności uwagi raczej prędko zaczną odstawać z punktami.
Uwaga także na negatywną interakcję, tak celową jak i przypadkową. Ponieważ spełnienie celów kart jest trudne, wszelkie działania rywali, które to jeszcze utrudniają będą źródłem frustracji. Z tego względu choć zasady ogarnąłby nawet 10-latek, trzymałabym się proponowanego na pudełku progu 14-lat i nie zachęcałabym do gry nikogo, kogo negatywna interakcja boli ;-). Chyba, że skupimy się wyłącznie na trybie kooperacyjnym, który nie tylko likwiduje wszelką frustrację co nawet zmniejsza downtime. Wspólnymi siłami po prostu łatwiej jest osiągnąć cele – możemy dyskutować, co i gdzie postawić, by zrobić kombo, które zrealizuje kilka kart jednocześnie. Na pewno tryb ten jest przyjemniejszy w odbiorze, a i adrenaliny w nim nie brakuje bo w końcu próbujemy osiągnąć dany próg punktowy.
W trakcie rozgrywek zauważyliśmy jeszcze jeden aspekt, który wzbudził w nas wątpliwość co do balansu gry. Chodzi o punktowanie. W teorii mamy wiele dróg do zwycięstwa, ale w praktyce całe mnóstwo kart wydaje się bezużyteczna lub raczej daje zbyt mało w stosunku do wysiłku, jaki wymaga realizacja kadru. Są to przede wszystkim karty z symbolami kolekcji. Możemy ich mieć nawet i 10, ale jeżeli zabraknie nam takiej, która daje punkty za dany symbol, to nie otrzymamy za nie kompletnie nic. Bardzo dziwnie to rozwiązano – o wiele lepszym pomysłem, byłyby np. karty, które punktują za dany set (np. każde 3 banany + roślinka to 5 punktów). Robią to co prawda niektóre karty specjalistów, no ale korzysta na tym tylko gracz, który akurat takiego specjalistę otrzymał w przygotowaniu gry. W trakcie naszych rozgrywek nikt nie inwestował w te karty kolekcji, gdy tylko okazało się, jak marny dają efekt. Z drugiej strony ogromną liczbę punktów można zdobyć za serduszka. Uzbieranie 10 z nich to aż 50 punktów, więc każdy na nie się rzuca jak lew na zebrę.
To sprawia wrażenie nie do końca przetestowanego gamplayu, albo nawet wciskania na siłę rozwiązań, które mają wywołać tylko iluzję postrzegania gry jako bardziej zaawansowanej niż się okazuje w istocie. Jasne, przy pierwszej czy drugiej grze tego się nie zauważa, ale z czasem nawet gracz, który nie jest ekspertem i nie testuje zawodowo gier połapie się, że dało się to lepiej wyważyć.
Dzikie Serengeti – warto, czy nie?
Na to pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Gdyby gra była krótsza i lepiej zbalansowana śmiało poleciłabym ją wszystkim fanom abstraktów, a już na pewno miłośnikom zwierzątek. My odebraliśmy ją w obecnej formie jako produkt, który postawił mocniej na oprawę wizualną (głównie te piękne figurki, które wręcz pożera się oczami) niż na rzetelne testy mechaniki. Nie oznacza to, że bawiliśmy się źle – absolutnie! To puzzle, które dają wycisk umysłowy i dużą satysfakcję z wygranej. Natomiast po jednej partii wycieńczają tak mocno, że nieprędko ma się ochotę zasiadać do rewanżu.
My gramy jak wiecie naprawdę codziennie, ale najczęściej mamy do dyspozycji godzinkę, dwie, góra trzy. Dlatego wybieramy tytuły krótsze, które może i nie wyglądają tak spektakularnie co „Dzikie Serengeti”, ale mają żywsze tempo. Mając do wyboru opisywany tytuł Galakty, a konkurencyjną „Kaskadię”, „Kohaku” czy „Ekosystem”, to chętnie zasiądziemy właśnie do tych ostatnich gier. Ale w Waszym przypadku wcale tak być nie musi. Bo „Dzikie Serengeti” można odebrać bardzo skrajnie. Z pewnością niektórzy zakochają się w tym pomyśle i wykonaniu, punktowanie odczują zupełnie inaczej niż my, a czas rozgrywki nie będzie im wadził (ba, może nawet będą woleli usiąść przy jednej „kobyle” niż się rozdrabniać). Jestem też przekonana, że wiele osób ucieszy tryb kooperacji, który wypada lepiej pod pewnymi względami niż główny tryb rywalizacji.
Tym razem nie mam dla Was lepszej porady niż wypróbowanie gry przed zakupem w jakimś klubie czy wypożyczalni gier planszowych i przekonanie się na własną rękę, czy ten rodzaj zabawy będzie dla Was akuratny.
Dzikie Serengeti - ocena końcowa
-
10/10
-
6/10
-
8/10
-
7/10
-
7.5/10
Dzikie Serengeti - Podsumowanie
Oryginalna i pomysłowa gra z cudnymi figurkami zwierząt, która mimo prostych zasad wymaga intensywnego skupienia i podzielnej uwagi. Odbiją się od niej gracze, którzy nie radzą sobie z negatywną interakcją i Ci, którzy preferują dynamiczne tempo. U nas zostaje w kolekcji, ale z uwagi na opisane wyżej aspekty będzie wyciągana raczej od święta.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz układanki
- szukasz mózgożera o prostych zasadach
- wolisz kooperację niż rywalizację (tu kooperacja wypada po prostu lepiej)
- zależy Ci na pięknie wydanej grze z wyjątkowymi figurkami
- kochasz zwierzątka
- preferujesz długi czas rozgrywki
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- irytuje Cię, gdy gracze celowo lub nie niweczą Twoje plany
- nie lubisz długiego czekania na swoją kolej
- męczą Cię gry trwające powyżej 2h
- oczekujesz perfekcyjnego balansu (tu jest miejsce do poprawek)
User Review
( vote)Grę otrzymałam na własność od wydawnictwa Galakta na potrzeby stworzenia recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.