``Detektyw`` był jedną z moich ulubionych gier 2018 roku. Immersyjny, niesamowicie klimatyczny, zapewniający graczom unikalne doświadczenie kooperacji. Ale ta wielokrotnie nagradzana gra miała też klika wad, które trudno jej było wybaczyć. Jak na jej tle wypada ``Detektyw: Sezon 1``, czyli samodzielna gra dedukcyjna, z 3 niezależnymi sprawami, która oparta jest na uproszczonej wersji tej samej mechaniki? Nie w każdym miejscu lepiej...
Za oknem cicho kołyszą się świerki. Nie widzimy prócz ich cieni już nic, bo słońce dawno zaszło za horyzont. Pocieram skronie, bo przed nami długa sprawa i biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia, czuję, że nie będzie łatwo. Rzucam na stół akta, po czym rozkładam stos kartek papieru i kilka długopisów. Grzegorz siada naprzeciwko mnie, stawiając dwie kawy, moją czarną jak noc i jego obowiązkowo z mlekiem. Na talerzyku lądują pączki, nieodłączony atrybut detektywów. Zapach gorącej kawy nastraja nas pozytywnie. Loguję się do Antaresu czując znajomy dreszcz podniecenia… Nie gramy w „Detektywa”, lecz się nim stajemy.
Detektyw: Sezon 1 – co w pudełku?
Jeżeli powyższe wprowadzenie niczego Wam nie mówi, to prawdopodobnie nie słyszeliście lub nie graliście w „Detektywa: Kryminalną Grę Planszową” z 2018 roku. Opisywany tu „Detektyw: Sezon 1” to gra oparta na bazie poprzedniego bestsellera. To rodzaj kooperacyjnej gry dedukcyjnej, w której gracze wcielają się wspólnie w ekipę detektywistyczną, która w ograniczonym czasie musi znaleźć sprawcę morderstwa. Różnice w stosunku do poprzedniego tytułu widać już po samym pudełku i zawartości. Teraz całość jest mniejsza i łatwiej zabrać ją w podróż.
Pierwsza istotna zmiana to podejście do umiejętności. Wcześniej każdy gracz wcielał się w policjanta, który miał jedną unikalną cechę. Taki atrybut przedstawiony był w formie żetonów i można go było użyć jedynie w określonym momencie, by np. rozpatrzeć dokładniej dany ślad czy dostać się w niedostępne miejsce. Było to frustrujące, bo zdarzało się, że przez całą grę nie odkryło się karty, pozwalającej w ogóle na użycie danego żetonu. Teraz żetony umiejętności mają tylko jedną formę i nie są przypisane do działania jednego typu. Ot mamy jeden symbol, który oznacza po prostu dodatkowe możliwości w trakcie śledztwa. Żetonów otrzymujemy na starcie określoną liczbę, uzależnioną od ilości graczy. To dobra, sensowna zmiana.
Druga zmiana, którą notuję również na plus, to kwestia ułatwienia wejścia w rolę. Wcześniej musieliśmy samodzielnie podzielić się obowiązkami, co przy pierwszej rozgrywce stanowiło problem. Karty postaci miały fabularną biografię, która nie miała żadnego znaczenia w grze. Teraz na kartach postaci mamy jasno sprecyzowaną funkcję i podpowiedź, co dany gracz może w grze robić. I tak mamy np. człowieka od notatek, narratora, który czyta karty, poszukiwacza, który kontroluje bazę danych, czy archiwistę, który porządkuje zgromadzoną wiedzę. Oczywiście wciąż są to kwestie umowne – te wszystkie rzeczy równie dobrze może robić jeden gracz, ale teraz zdecydowanie łatwiej będzie początkującym graczom „wejść” do gry.
Wcześniej mieliśmy fotografie prawdziwych ludzi, których używaliśmy do notatek i które nadawały grze większej immersji. Czarno-białe zdjęcia ekstra wyglądały w połączeniu z aktami. Teraz portrety bohaterów są nie tylko mniejsze, ale przede wszystkim utrzymane w stylu rysunkowym, jak w „Kronikach Zbrodni”, co z jednej strony dodaje rozgrywce kolorytu i zwiększa estetykę, ale z drugiej oddziera nas z iluzji, że pracujemy nad prawdziwym śledztwem.
Szokować może na pewno niewielka liczba kart tropów. Każda z trzech spraw zawiera ich raptem 23, czyli o kilkanaście mniej niż w „Detektywie: Kryminalnej Grze Planszowej”. Ma to jednak pozytywny wpływ na całą rozgrywkę, o czym bliżej opowiem we wrażeniach. Plansza jest podobnej wielkości, a do wykonania drewnianych znaczników nie mogę się przyczepić. Z ważnych informacji – podobnie jak ostatnio, gra wymaga dostępu do internetu. Nadal konieczne jest logowanie się do bazy Antares, czyli internetowej strony, na której będziemy wprowadzać istotne sygnatury, przesłuchiwać świadków i składać końcowy raport.
Czego zabrakło nam tu najbardziej w kontekście zawartości? Komponentów-niespodzianek, które w pierwszej części wywoływały wręcz euforię i dodawały grze klimatu. Tu żadnych zaskoczeń w pudełku nie ma.
Detektyw: Sezon 1 – zasady gry
Jeżeli graliście w „Detektywa” to mam dobrą wiadomość. Mechanika jest bardzo podobna, ale uległa uproszczeniu. Zaczynamy od przeczytania wprowadzenia do sprawy zawartego w instrukcji i oznaczenia na planszy czasu jaki dostajemy na rozwiązanie śledztwa oraz lokacji startowej. Wprowadzenie daje nam dostęp do dalszych tropów oznaczonych liczbami. Jeżeli chcemy podążyć danym tropem, po prostu szukamy w zakrytej talii sprawy karty o takim numerze i ją na głos odczytujemy. Tu trzeba jednak zwrócić uwagę na lokację – jeżeli dany trop znajduje się w innym miejscu, niż my obecnie, musimy najpierw przesunąć znacznik pojazdu na wskazaną lokację. Każda taka podróż kosztuje nas zawsze 1 godzinę.
Nagłówek karty informuje nas również o tym, ile czasu kosztował nas dany wybór, czyli podążenie danym tropem. Np. przesłuchanie świadków na miejscu może nam odjąć na torze czasu 2 godziny, a przeglądanie nagrań z monitoringu 3. Karty opowiadają nam o tym co robimy w danym miejscu. Jeden z graczy powinien prowadzić skrupulatne notatki, gdyż nigdy nie wiadomo, jaki szczegół historii nam się później przyda. Na kartach mogą dodatkowo pojawiać się polecenia związane z wprowadzaniem danych do bazy, przeprowadzaniem danej operacji, która kosztować nas będzie czas lub żeton umiejętności (np. „przyciśnij świadka”, „zleć dodatkowe badania DNA”) lub zadania wymagające podjęcia natychmiastowej decyzji (np. „jeżeli wybierasz opcję A, odkryj kartę o nr 123, jeżeli wybierasz opcję B, obróć kartę na drugą stronę).
W większości przypadków każda karta kieruje do następnych tropów, ale tylko od nas zależy, czy nimi podążymy. Nie wszystkie tropy będą bowiem właściwe. Część to takie ślepaki, które, jak to w prawdziwym śledztwie, nie popchną naszego śledztwa do przodu i nie dostarczą nam żadnych istotnych informacji. Kluczem do zwycięstwa jest zatem wybieranie sensownych tropów poprzez analizę zgromadzonych danych, ponieważ z powodu ograniczonego czasu nigdy nie uda nam się podążyć wszystkimi dostępnymi tropami.
Kiedy na torze czasu znacznik dojdzie na pole zero, nie możemy dalej odkrywać tropów. Pozostaje nam zrobienie burzy mózgów i wybranie w Antarasie Raportu Końcowego. Każda sprawa wymaga określonej liczby punktów, które trzeba zdobyć by zakończyć ją sukcesem. Odpowiedzi na pytania główne (czyli np. kto zabił) warte są najwięcej punktów, a znalezione po drodze dowody (czyli sygnatury, które wprowadzaliśmy do bazy w trakcie rozgrywki) są warte mniej punktów.
Jeżeli przegraliśmy sprawę, możemy do niej przystąpić ponownie lub przejść do innej sprawy. Należy jednak pamiętać, że jest to gra fabularna, zatem granie ponownie w tę samą sprawę nie zapewni nam już takiej samej przyjemności, z uwagi na poznaną wcześniej historię.
Detektyw: Sezon 1 – pozytywne wrażenia z gry
Do złożenia raportu końcowego pozostały nam tylko trzy godziny. Niemal czujemy na karku zirytowany oddech szefa Antaresu. Jeżeli pójdzie dobrze, zdążymy jeszcze podążyć jednym tropem. Sęk w tym, że mamy ich zdecydowanie za dużo. Grzegorz wertuje w kółko notatki zagryzając końcówkę długopisu. Jeszcze dwie godziny temu mieliśmy jedną, genialną hipotezę i wszystko pięknie nam się układało w całość, aż tu nagle ostatnia wizyta w terenie rzuciła nowe światło na całą sprawę. Czyżbyśmy się tak bardzo pomylili? Gdzie przegapiliśmy istotny element tych puzzli? Nasze mózgi pracują na wysokich obrotach, napędzane kofeiną i cukrem. W końcu decydujemy się wybrać ostatni trop, lecz ten nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi. Z duszą na ramieniu składamy raport końcowy. Uff, udało się. 18/18 punktów. Szefuńcio będzie zadowolony…
„Detektyw: Sezon 1” to naprawdę duuużo lżejsza adaptacja pierwowzoru. Mechanika została okrojona z niepotrzebnych pierdół w rodzaju np. żetonów stresu i wspomnianych już unikalnych żetonów umiejętności. Tym samym gra stała się przystępniejsza. Instrukcja nie odstraszy laika, a zasady są po prostu logiczne i łatwe do zapamiętania. Najważniejsze jednak, że teraz możemy do każdej sprawy zasiąść z zupełnie inną ekipą graczy. „Detektyw: Kryminalna Gra Planszowa” był wielogodzinną kobyłą, jedną historią rozłożoną na kilka scenariuszy. W efekcie my przechodziliśmy go z naszymi ziomkami na przestrzeni kilku miesięcy, podczas kilku spotkań, bo wiecie jak to jest z wolnym czasem w wieku 30 lat ;-).
Teraz sprawy są zamkniętą całością, a przejście jednego scenariusza nie zajmie dłużej niż 2 godziny. Kart tropów jak wspominałam, jest mniej, dzięki czemu historia jest bardziej zwarta. Nie rozwodzi się ona niepotrzebnie na wiele detali. Widać to nie tylko po samym czasie rozgrywki ale też ilości notatek. Zamiast stosu kartek zapisanych ogromem informacji, teraz tak naprawdę pisania jest niewiele. Choć zależy to od przyjętego systemu prowadzenia notatek. My na przykład poświęcaliśmy nieduże karteczki każdej postaci i tam notowaliśmy informacje o nich, a na jednej większej zapisywaliśmy dostępne do podjęcia tropy.
Fabularnie gra trzyma poziom, a powiedziałabym nawet, że go przewyższa. W „Detektywie: Kryminalnej Grze Planszowej” było dużo odniesień historycznych, dat, a sam wstęp nie był mocno angażujący. Tempo rozkręcało się powoli, a fabuła była mocno zagmatwana, przez co nierzadko zdarzało się ziewnąć przy stole. Teraz sprawy przypominają odcinki serialu „CSI”. Zawsze chodzi o morderstwo, ale mamy do czynienia z różnymi okolicznościami i motywami zbrodni.
„Przyczyny naturalne” to fajny, dobry scenariusz na rozruch. Opowiada on o zabójstwie profesora Higgsa na kampusie uniwersyteckim. Jest zdecydowanie najprostszy do wygrania. „Krew, tusz i łzy” to mocno nietypowy scenariusz, ponieważ rozgrywa się w całości w jednej lokalizacji (nie tracimy tu czasu zatem na przemieszczanie się z miejsca na miejsce). Tym razem na naszych oczach umiera Ben Hampton, przyjaciel dawnego szefa policji – starszy jegomość zamieszkujący luksusową rezydencję i historyk z zamiłowania. To moja ulubiona sprawa z uwagi na bogactwo postaci i atmosferę rodem z powieści „Morderstwo w Orient Expressie”. Finał z pewnością Was zaskoczy :-).
Ostatnia sprawa, „Żelazne Alibi” to z kolei opowieść mafijna, najbardziej rozbudowana i wymagająca najwięcej skupienia. W każdej znajdziemy delikatne akcenty humorystyczne, czy to w dialogach, czy związane z stereotypową pracą detektywa. Zdecydowanie żaden fan kryminalnych historii nie powinien odejść od stołu niezadowolony.
„Detektyw: Sezon 1” wciąż doskonale bawi poczuciem kooperacji, analizowaniem dowodów i odkrywaniem kolejnych tropów. Na pewno poziom trudności jest niższy, ale dzięki temu mamy większą satysfakcję z gry i możemy zaprosić do zabawy początkujących graczy. Drugą sprawę przechodziliśmy w dużym gronie, razem z naszymi mamami. Byłam zaskoczona, gdy bardzo zaangażowały się w śledztwo. W pewnym momencie, przypomniały o drobnostce, której nawet nie zapisaliśmy, a która fajnie uzupełniła nam obraz i motywację pewnej postaci. Nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, w której ktokolwiek mógłby tu ziewać lub się nudzić. Każdy kto lubi czytać książki lub oglądać seriale kryminalne będzie w stanie się tu odnaleźć.
Wada? Są, ale nie każdemu będą przeszkadzać
Jeżeli nie graliście w „Detektywa: Kryminalną Grę Planszową” to możecie w całości pominąć ten akapit, gdyż nasze spostrzeżenia dotyczą głównie porównań do tego tytułu. W „Detektywie” całej mojej ekipie podobały się „odnośniki” do świata rzeczywistego – konieczność używania Wikipedii i Map Google, by rozwiązać daną zagadkę. To były naprawdę świetne smaczki, które sprawiały, że całe doświadczenie było bardzo immersyjne. Tutaj z tego całkowicie zrezygnowano. Nie tylko nie ma żadnych typowych łamigłówek wymagających wyobraźni przestrzennej czy czegokolwiek ponad umiejętność czytania ze zrozumieniem, ale cała interaktywność została bardzo spłycona.
Z bazy Antaresu korzysta się dosłownie parę razy na całe trzy scenariusze. Akta osobowe pojawiają się wyłącznie w trzeciej sprawie. Przesłuchania. jeśli mnie pamięć nie myli, są tylko dwa. W zasadzie najciekawszym momentem interakcji jest ten, w którym w jednej ze spraw możemy przejrzeć nagrania z monitoringu w formie plików wideo. Czuliśmy się zawiedzeni, że w „Sezonie 1” zabrakło tak ważnego atutu.
Przyczepić muszę się także do raportów końcowych. O ile jeszcze w „Przyczynach naturalnych” i „Żelaznym Alibi” mamy 1 pytanie główne i 2 dodatkowe, tak w „Krwi, tuszu i łzach” jedyne co musimy wskazać, to mordercę. Tak mała liczba pytań jakby osłabia satysfakcję z rozpracowywania całej sprawy, zwłaszcza, że wstęp do scenariusza podkreśla, że będziemy też musieli poznać motywy zbrodni. Liczyliśmy na chociaż kilka pogłębiających pytań, które lepiej zweryfikowałyby naszą wiedzę.
Zdziwiło nas także, że w trakcie całej gry tylko raz korzysta się z jednego z czterech znaczników specjalnych. Prawdopodobnie stworzono je z myślą o nachodzących dodatkach, ale póki te nie zostały zapowiedziane, to wygląda tak, jakby nie chciano już pakować kolejnej sprawy do pudełka. Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że „Przyczyny naturalne” były rok temu udostępnione czasowo za darmo w formie print’n’play, więc jeżeli ktoś już wtedy zaliczył ów scenariusz, to tutaj otrzyma jedynie dwie nowe sprawy.
Podsumowanie
Tak, jak „Detektywa: Kryminalną Grę Planszową” uwielbiam, ale zdaję sobie sprawę, że nie jest ona dla każdego, tak „Detektyw: Sezon 1” jest moim zdaniem świetną propozycją uniwersalną, w którą z powodzeniem można grać zarówno na domówce jak i w rodzinnym gronie (pamiętajcie tylko, że jest to gra o morderstwach, zatem totalnie nie dla dzieci!). Poziom trudności nie wywołuje bólu głowy, satysfakcja z rozgrywki jest może niższa niż w „DKGP”, ale nadal skończycie z poczuciem, że fajnie spędziliście parę godzin.
Jest jeszcze jeden aspekt, o którym w dobie pandemii warto napisać. „Detektyw: Sezon 1” doskonale nadaje się do rozgrywki zdalnej. Jeżeli nie możecie spotkać się z przyjaciółmi, ale macie dostęp do sieci, to wystarczy użyć dowolnego wideokomunikatora, by rozegrać grę tak samo, jak przy wspólnym stole. Osobiście wolałabym, by do pudełka dorzucono tak jeszcze z 2 inne scenariusze i wprowadzono zmiany, o jakich wspomniałam powyżej, ale i bez tego uważam, że jest to tytuł godny polecenia. Teraz z niecierpliwością będę czekała na „Detektyw: Wiedeński Łącznik”, czyli samodzielną grę na mechanice „DKGP”.
Detektyw: Sezon 1 - Ocena
-
9/10
-
7/10
-
10/10
-
9/10
-
9/10
Detektyw: Sezon 1 - Podsumowanie
Świetna kooperacyjna gra dedukcyjna, która w przeciwieństwie do „Detektywa: Kryminalnej Gry Planszowej” pozwala grać ze sobą niezależnym ekipom. Trzy scenariusze, trzy zupełnie inne historie, znacznie prostsze zasady i niedługi czas rozgrywki sprawiają, że jest to pozycja must have dla fanów detektywistycznych klimatów. Wciągnie nawet casuali nie grających na co dzień w planszówki.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz kryminały
- szukasz klimatycznej gry, którą spokojnie rozegracie w max 2 godzinki
- lubisz grę nad stołem
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- szukasz gry wielorazowej (po zapoznaniu ze scenariuszem nie ma sensu kolejny raz w niego grać)
- nie lubisz gier fabularnych/ czytania
- oczekujesz super wysokiego poziomu trudności i głębokiej interakcji (sprawdź -> „Detektyw: Kryminalna Gra Planszowa”)
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy Portal Games!