„Destinies” urzeka jakością wykonania, klimatem i mechaniką wykorzystującą dobrze już znaną technologię kojarzącą się nieodłącznie z Lucky Duck Games – Scan & Play. To wspaniała gra fabularna, która błyskawicznie podbiła moje serce.
Co jakiś czas wspominam Wam, że nie lubię ameritrashy – rzucanie kością i zdawanie się na los nie brzmi dla mnie jak najlepszy format rozrywki. „Destinies” nie było zatem na moim celowniku. Wyglądała mi na kolejną grę RPG z mnóstwem figurek osadzoną w mrocznym świecie fantasy. I pewnie bym do niej tak szybko nie zasiadła, gdyby nie jeden fakt – za „Destinies” odpowiada jedno z moich ulubionych wydawnictw, a autorami jest duet panów, których tytuły zawsze mi podchodzą – Michał Gołębiowski i Filip Miłuński. I cóż mogę rzecz więcej na wstępie – nie tylko nie byłam rozczarowana, ale wręcz wkręciłam się maksymalnie w ten tytuł do tego stopnia, że wspólnie z Grześkiem i moim bratem, z którymi przechodziłam całą kampanię orzekliśmy, że jest to solidny kandydat do gry roku. Dlaczego? Jest ku temu kilka powodów.
Destinies – bezdyskusyjna jakość premium
Nie żeby inne gry Lucky Duck Games były gorsze jakościowo, ale „Destinies” to zdecydowanie taka największa, robiąca efekt wow po otwarciu pudełka pozycja. Znajdziemy w niej aż 31 figurek postaci, NPC-ów i potworów, z przerażająco cudownym Aniołem Śmierci na czele. Większość jest drobniutka, co w trakcie gry troszkę konfuduje. Wielokrotnie zdarzyło nam się dobrać nie tę postać, co powinniśmy, bo niektóre są do siebie podobne, albo przesunęliśmy figurkę NPC-a zamiast własnego bohatera. Nie wpływa to szczególnie na rozgrywkę, bo figurki, jak to figurki, mają znaczenie symboliczne, więc to, że postawiłam drwala zamiast kowala nic nie zmienia, ale wspominam o tym tylko z tego powodu, że poza taką „pierdołą” nie potrafię się do niczego innego przyczepić. Serio.
„Destinies” jest wydane perfekcyjnie. Plansze graczy mają wygodne wyżłobienia na znaczniki. Kości mają przyjemny ornament, wszystkie żetony są grubaśne i dzięki temu dobrze się je chwyta, a wszelkie ilustracje na kartach, czy to przedmiotów czy terenu zachwycają. W ogóle w zdumienie wprawia też liczba komponentów. Samych kart przedmiotów jest tu aż 150! Niektóre się powtarzają, ale jednak jak na grę z 5 scenariuszami to liczba robi wrażenie. Wspaniale wygląda też 67 kafli mapy. Są dość spore i dwustronne – mglisty rewers symbolizuje nieodkryty jeszcze teren. Jak na tytuł za ~150 zł to otrzymujemy więcej niż można by oczekiwać.
Apka zamiast Mistrza Gry, czyli jak gra się w Destinies
Ponieważ mamy do czynienia z grą RPG, każdy z graczy wciela się co scenariusz w inną postać. Są to bohaterowie z już gotowymi historiami, statystykami i ekwipunkiem początkowym. Na awersie każdej postaci, gracze w sekrecie czytają dwie możliwe ścieżki swojego przeznaczenia. Wystarczy wykonać jedno z dwóch zadań, by przejść do finału, przy czym w trakcie rozgrywki nie deklarujemy, który cel nas interesuje. SPOILER: cele pomiędzy graczami są zbieżne. To znaczy, że jeżeli przykładowo, ja mogę wypełnić przeznaczenie zabijając 3 bestie lub ratując 3 ludzi, to mój rywal będzie musiał uratować 3 ludzi lub wybrać cel, który będzie zbieżny z trzecim przeciwnikiem. . Pierwszy gracz, który wypełni swoje przeznaczenie poprzez finalne wydarzenie wygrywa całą grę. Ale uwaga. Rozpoczęcie finału nie oznacza, że reszta graczy automatycznie przegrywa. Mogą oni bowiem dalej podążać swoją ścieżką i dobrnąć do własnego finału, który będzie trwał krócej z uwagi na np. lepsze przygotowanie. Gra trzyma nas zatem w napięciu do samego końca.
Przygotowanie do gry jak i większość interakcji dokonujemy w aplikacji. To ona mówi nam, jaki kafel terenu należy użyć, co się na nim znajduje. To w niej prowadzimy dialogi i podejmujemy wybory moralne, a także wprowadzamy wyniki testów (o tych za chwilę). Cały obraz naszej gry jest widoczny w aplikacji – za wyjątkiem statystyk naszych postaci i ich figurek (ich pozycje nie są śledzone). Ważne jest, by pamiętać o przestrzeganiu zasad ruchu – poruszamy się swoim bohaterem maksymalnie o 2 kafle na mapie w pionie lub poziomie, przy czym wejście na nieodkryty jeszcze teren skutkuje odkryciem kafelka i zatrzymaniem się w tym miejscu. Apka niestety nie zabrania nam „oszukiwania” w tym względzie, ponieważ w niektórych momentach możemy otrzymać np. konia, który pozwala podróżować bardziej swobodnie.
W swojej turze możemy się poruszyć i/lub dokonać jednej interakcji to znaczy – porozmawiać z postacią lub odwiedzić kluczowe miejsce na mapie. Interakcje przeklikujemy w apce, czytając na głos wydarzenie. W ten sposób nasi przeciwnicy, choć są nieaktywni w turze, mogą skorzystać także ze zdobytej przez nas wiedzy. Warto od razu zaznaczyć, że nie możemy w żaden sposób walczyć z rywalami, czy z nimi handlować. Możemy jednak ubiec ich w realizacji celu np. zabijając potwora przed nimi czy pozyskując atrakcyjny towar ze sklepu.
Jeżeli chodzi o wybory moralne, to tu powiedziałabym, że mamy takie 3 typy. Możemy wybrać zwykłą opcję dialogową, która nie będzie niczego od nas wymagała. Czasem jedyną opcją będzie wykonanie testu na daną umiejętność, a czasem zamiast niej będziemy w stanie użyć jakiegoś przedmiotu. I w tym ostatnim pomaga właśnie technologia skanowania karty. Gra nigdy wprost nie mówi, jakiego przedmiotu potrzebuje nasz rozmówca. Sami musimy odgadnąć, czy „ważny, srebrny relikt” to jakiś krucyfiks, czy może miecz. W takim wypadku po prostu skanujemy kartę i sprawdzamy efekt interakcji. Może jeszcze jeden przykład, by każdy załapał na czym polega ten aspekt mechaniki – kiedy okaże się, że jakieś drzwi są zamknięte, będziemy mogli włamać się do nich siłą (test mocy), użyć wytrychu poprzez skanowanie karty (jeśli ją mamy) albo wejść przez dach skanując kartę drabiny (też jeżeli ją mamy). Efekt każdego z tych wyborów może być zarówno pozytywny jak i negatywny, bo w „Destinies” jak w życiu – może się stać wszystko.
Jak zatem wyglądają testy? Na planszetce gracza mamy trzy rzędy umiejętności, a w każdym z nich 3-4 znaczniki. Wykonując test danej umiejętności patrzymy tylko na dany rząd i rzucamy kośćmi (białe są stałe, fioletowe wyczerpują się po użyciu – co rundę wraca nam jedna z nich). Za każdy znacznik umiejętności na torze przy liczbie mniejszej lub równej sumie rzutu zdobywamy jeden sukces. Symbol gwiazdy na kości to zawsze także 1 sukces. Im więcej znaczników z lewej strony (przy niższych cyfrach), tym mamy większą szansę na powodzenie testu. Liczbę sukcesów wprowadzamy do aplikacji i tam odczytujemy jej wynik. Nigdy nie wiemy przy tym, ile sukcesów musimy osiągnąć, by odnieść pozytywny efekt. Wyważenie drzwi prawdopodobnie będzie jednak wymagało mniejszej liczby sukcesów niż zabicie bestii.
Nasze działania skutkują zmianami w fabule, zdobywaniem doświadczenia, które pomaga nam przesuwać żetony na torze umiejętności, pozyskiwaniem przedmiotów albo utratą doświadczenia. Nie ma tu przy tym żadnego życia czy innych statystyk, które wykluczyłyby nas z zabawy. Nie można tu umrzeć, za to można utracić wiele umiejętności, co sprawi, że wykonanie sukcesu w teście będzie dużo trudniejsze niż na początku.
Mocne strony Destinies
Po pierwsze, choć „Destinies” wygląda dość poważnie, to nie jest to gra zaawansowana. Reguły są logiczne, a ponieważ nad wieloma aspektami zabawy czuwa aplikacja, to nawet amator nie poczuje, że jest wrzucany na głęboką wodę. Gdyby nie tematyka oraz nieduża liczba graczy, nazwałabym ją spokojnie grą „familijną+”. Mechanika sprowadza się do dwóch rzeczy – podejmowania wyborów i rzucania kością. Do tej pory nie znałam tak przyjaznego pod kątem mechaniki RPG-a. Od teraz mogę polecać „Destinies” wszystkim, którzy szukają immersyjnej przygody, ale bez wertowania podręczników.
Po drugie, klimat. Fabularnie poruszamy się po uniwersum fantasy z okresu średniowiecza, które znajduje się w okresie poprzedzającym apokalipsę. Prorocy zwiastują przybycie Anioła Śmierci, który przyniesie kres życiu na Ziemi, a my kolejno mierzymy się z właściwymi zapowiedziami ów boskiej kary – głodem, zarazą i wojną. W tym mrocznym świecie zło przybiera różne oblicza, a nasze przeznaczenie wbrew pozorom nie jest czarno-białe. Więcej tu szarości niż bieli i czerni, bestie nie zawsze okazują się potworami, a wiara niekoniecznie prowadzi do zbawienia.
Historie, które przeżywamy są interesujące, nieoczywiste, przypominające niekiedy poziom questów z „Wiedźmina 3”. Zostały ewidentnie stworzone pod rozrywkę, a nie wielkie rozmyślania filozoficzne. Nie bójcie się, że fabularnie „Destinies” Was przytłoczy – wręcz odwrotnie. Niekiedy teksty popadają w podniosły ton, ale czyż nie o to chodzi, by się epicko bawić? My w finale zawsze mieliśmy ciary, zwłaszcza, że w trakcie gry towarzyszy nam muzyka z aplikacji. Bardzo podobały mi się aspekty metafizyczne – przeklęte duchy, upiory, diabły, oraz to, że w grze relatywnie niedużo jest typowej walki. Testy są tak przemyślane, że nawet potyczka z potworem nie zawsze jest tylko rozwiązaniem siłowym. Używamy sprytu, otoczenia itd.
Dla nas, te dobre kilkanaście godzin spędzonych w grze było wspaniałą ucieczką od rzeczywistości. Przedłużaliśmy w nieskończoność podejście do ostatniego scenariusza, wiedząc, że dodatek szykowany jest dopiero na koniec roku. Dużo dobrego robi tutaj właściwa grom przygodowym tajemnica. Na starcie znamy tylko kilka kafelków mapy, z czasem odkrywamy jej kolejne tereny. Niekiedy jeden kafelek zmienia się w inny, niekiedy postać niezależna zmienia nagle miejsce. Ciągle coś się dzieje. Nie wiemy jak realizować swój cel – musimy chodzić, pytać, wnioskować. Czy na pewno napotkana postać jest tym, za kogo się podaje? Czy warto okradać trupa na polu? Czy sięgnięcie po coś błyszczącego w magicznej sadzawce jest dobrym pomysłem? Ileż tu frajdy z przeprowadzania testów! Ileż satysfakcji daje otrzymanie unikalnego artefaktu. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek stwierdził, że „Destinies” jest nieemocjonującą grą. Dla nas była RE-WE-LA-CY-JNYM doświadczeniem fabularnym.
Przecież nie może aż tak idealnie…?
Bez zbędnego przeciągania – losowość w „Destinies” jest odczuwalna, bo jak ma nie być, skoro rzucamy kośćmi, na wynik których nie mamy wpływu… No dobra, nie do końca! Po pierwsze, to od nas zależy jak levelujemy postać, tzn. który ze znaczników przesuwamy. Możemy 1 o dwa pola lub 2 o jedno. Po drugie, sami wybieramy iloma kośćmi rzucamy – jeśli czujemy, że to błahe wydarzenie, nie ma sensu używać wszystkich fioletowych kości. Po trzecie, mamy przecież karty ekwipunku – jasne, wiele jest jednorazowych, ale i one pomagają wybrnąć z opresji. Mimo to oczywiście – zdarzają się tu i takie sytuacje, kiedy pech nas prześladuje i stoimy trzy, cztery kolejki w jednym punkcie, nie mogąc zaliczyć testu, kiedy nasi przeciwnicy lecą dalej z tematem.
Kwestią budzącą kontrowersje jest natomiast w „Destinies” system moralności. System ów istnieje gdzieś tam, w algorytmach aplikacji. Nie mamy żadnej fizycznej oceny naszych postępków. To one jednak w teorii mają pozwalać na szybsze bądź dłuższe ukończenie finału. Choć twórcy twierdzą, że osoby dołączające później do finału mają szansę wygrać, to w praktyce ani razu nam się ta informacja nie potwierdziła. Zawsze wygrywała osoba, która pierwsza rozpoczęła ostateczne starcie. Może to przypadek, może to właśnie kwestia algorytmów? Albo testów? Tak naprawdę nie mamy pojęcia o tym, co ostatecznie zdecyduje o zwycięstwie. Nie do końca też uznaliśmy za sprawiedliwe cele poszczególnych postaci. Niektóre były ewidentnie trudniejsze do wykonania od pozostałych.
Co do trybu solo… Tu mamy dwie opcje. Możemy wybrać wariant badacza, w którym nie goni nas czas ani wydarzenia specjalne, albo w tryb zdobywcy, który trwa ograniczoną liczbę tur. Ograniczoną jak na mój gust aż za bardzo… Bez możliwości odsłuchania dialogów rywali, jesteśmy skazani na błądzenie po omacku i porażkę. W ogóle mnie ten tryb nie zachęcał do zabawy i szczerze uważam, że jest to pozycja, która zyskuje w maksymalnym składzie, lub przynajmniej w parze.
No i na koniec rzecz oczywista, acz smutna – to nie jest regrywalna pozycja. „Destinies” zawiera 5 scenariuszy. Możemy w nie grać ponownie, ale znając całą historię zabierzemy sobie dobre 70% frajdy. Ja nie widzę sensu w takiej grze – no chyba, że po x miesiącach zwyczajnie zapomnimy o wszystkim i skusimy się na granie innymi postaciami niż poprzednio. Why not? My osobiście czekamy jednak na kolejne rozszerzenia :-).
Destinies – komu możemy ją polecić?
Po „Destinies” mogą sięgnąć amatorzy, którzy mają ochotę na mroczną i niebanalną przygodę. Aplikacja zamiast Mistrza Gry sprawdza się wyśmienicie i nie wyobrażam już sobie lepszego sposobu na zwiększanie immersji w narracyjnych grach planszowych. Nawet jeżeli dobrze nie wiesz czym jest RPG, ale chcesz spróbować czegoś nowego to ten tytuł nada się do tego idealnie. Po nowość Lucky Duck Games mogą też sięgnąć gracze doświadczeni i gwarantuję, że od niczego się tu nie odbiją – oni szczególnie docenią jakość premium.
Oczywiście, jeżeli nie lubisz gier przygodowych, a wolisz taktyczne, albo w przypadku gdy nie potrafisz zaakceptować aplikacji jako narzędzia w grze, to „Destinies” Cię do siebie nie przekona. W naszym przypadku „Destinies” zostało jedną z ulubionych pozycji i już zacieramy ręce na opartą na tej samej mechanice grę detektywistyczną, która ma pojawić się także w tym roku – również ze stajni szczęśliwych kaczuszek ;-).
Destinies - ocena
-
10/10
-
6/10
-
9/10
-
10/10
-
10/10
Destinies - Podsumowanie
Dopracowana pod każdym względem – od głosowego intro, poprzez przyjemną mechanikę, wciągającą fabułę i mnóstwo decyzji moralnych, aż po komponenty, które radują oczy gra fabularna dla amatorów i wszystkich pragnących przeżyć mroczną przygodę. Póki co, najlepszy RPG w jaki graliśmy i kandydat do gry roku!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz mroczne fantasy (bardziej w stylu „Wiedźmina” niż „Władcy Pierścieni”)
- lubisz podejmować wybory moralne
- szukasz przygody w towarzystwie 2-3 osób
Gra nie podejdzie Ci jeżeli:
- szukasz gry regrywalnej (tutaj mamy 5 scenariuszy)
- nie lubisz gier o charakterze wyścigu
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games