Dużo szukania obiektów, wymagające zagadki i do tego wciągająca fabuła – tak w skrócie można podsumować kolejną część serii „Crime Scene”. Tym razem śledztwo zabiera nas do niedrogiego hotelu na Brooklynie roku 2002.
Jeśli czytacie regularnie bloga, z pewnością widzieliście już moją recenzję „Crime Scene: Londyn 1892”. Jeśli nie, to serdeczne do niej odsyłam, w celu poznania opisu całej serii. Tu skupimy się na części „Brooklyn 2002”, zatem poświęconej wydarzeniom znacznie bliższym naszym czasom. Właśnie pisząc te słowa, dotarło do mnie, że choć minęło dokładnie 20 lat, to ja całkiem dobrze ten rok pamiętam – Małysz wygrał wtedy Puchar Świata, w kinach zachwycaliśmy się „Dniem Świra”, Ala Janosz wygrała pierwszą edycję Idola, a ja miałam wtedy 15 lat, fazę na grunge i czarne paznokcie ;-).
Choć sądziłam, że ta część, podobnie jak „Londyn 1892”, nawiąże do jakiejś historycznej sprawy, to jednak tak się nie stało. Jest to całkowicie fikcyjna historia, choć nie da się ukryć, że osadzona w rzeczywistości. Główny bohater wspomina nawet o zawalonych wieżach World Trade Center. Nie chodzi tu jednak bynajmniej o akt terrorystyczny – „Brooklyn 2002” zabiera nas bowiem do niezbyt eleganckiego hotelu, w którym pokojówka odkryła zwłoki pewnej kobiety…
Crime Scene: Brooklyn 2002 – wykonanie
Ostatnio dziwiłam się, że „Crime Scene” są serią dla dorosłych, bo w „Londynie” nie znalazłam bardziej brutalnych opisów niż to, co współczesne nastolatki oglądają w sieci. Ale „Brooklyn” wydał mi się już bardziej sugestywny. Oczywiście, mam tu na myśli wyłącznie sam opis ponieważ na ilustracjach nie znajdziecie żadnych drastycznych obrazów. Chyba najbardziej „niepokojący” może wydać się rewers widoczny na zdjęciu powyżej. Jednak fabuła pobudza wyobraźnię i może wywołać dreszcz. Nie będę przytaczać cytatu, ale chodzi o sam opis ofiary. No wreszcie! Na takie „mięcho” liczyłam :D
Jeżeli chodzi o wykonanie – to znów przypomnę, że w oczy kłują jedynie angielskie rewersy. Cała reszta jest przetłumaczona na język polski. Strona wizualna jest miła dla oka – nawet nie tak mroczna, jak można by się spodziewać. Zwłaszcza główna plansza przedstawiająca tytułową scenę zbrodni mimo trupa w łazience wydaje się spowita miękkim, niebieskim światłem. Bije z niej życie, choć brzmi to paradoksalnie, bo obserwujemy jedynie martwe przedmioty, porzucone w nieładzie tak charakterystycznym dla gier typu hidden object.
Do dyspozycji otrzymujmy tu ponadto 31 dowodów, które zawierają zarówno zagadki logiczne jak i opis historii, 13 kart reputacji, 10 kart odpowiedzi do zagadek i 10 kart wskazówek. Jest tu także charakterystyczna dla serii 10-stronicowa opowieść. Nie wykorzystano tu jednak wnętrza pudełka, tak jak w „Londynie 1892”.
Crime Scene: Brooklyn 2002 – na czym polega gra?
Rozgrywkę rozpoczynamy od przeczytania pierwszego rozdziału opowieści. Następnie odczytujemy pierwszą kartę śledztwa. W jej treści widzimy podkreślone słowo dotyczące przedmiotu – akurat w tym przypadku jest to telefon. Teraz musimy znaleźć ten telefon na planszy. Plansza podzielona jest na 30 sektorów. Gdy znajdziemy telefon, sprawdzamy w jakim sektorze leży i dobieramy zgodną z tym numerem kartę śledztwa. Zanim ją jednak obrócimy, przykładamy rewers do połowy sznureczka poprzedniej karty. Jeżeli sznurki do siebie pasują, oznacza to, że idziemy dobrym tropem i możemy nową kartę odwrócić i się z nią zapoznać.
W analogiczny sposób postępujemy z kolejnymi kartami, z tym, że poza kartami z fabułą i obiektami do wyszukania, znajdziemy także w sumie 10 zagadek logicznych. Tu już nie otrzymamy instrukcji, w jaki sposób należy do nich podejść. Wiemy jedynie, że rozwiązaniem będzie zawsze liczba. Zagadki często polegają na znalezieniu na planszy dodatkowych kart, które z kolei dają nam podgląd na pełną łamigłówkę. Gdy będziemy pewni rozwiązania, odwracamy kartę odpowiedzi i wybieramy jedną z czterech dostępnych opcji. Te mają formę prostego szyfru – pierwsza liczba z kodu wskazuje akapit w opowieści, druga wers, a trzecia słowo. Jeżeli tym słowem jest przedmiot – super! Musimy go wyszukać na planszy i w ten sposób kontynuujemy grę. Jeżeli jednak nie jest to nic, co dałoby się znaleźć (np. spójnik) to oznacza, że popełniliśmy błąd…
Za każdą skuchę odrzucamy kartę reputacji. Podobnie w przypadku, gdy decydujemy się użyć wskazówki do danej łamigłówki. Im mniej będziemy mieć na końcu kart reputacji, tym trudniej będzie nam wygrać grę. W finale bowiem będziemy musieli podjąć decyzję, a karty reputacji są czymś w rodzaju intuicji… Ułożone w odpowiedniej kolejności podpowiedzą nam prawidłową opcję – bez tego niestety wybór będzie przypominał czysty strzał w ciemno.
Crime Scene: Brooklyn 2002 – wrażenia z gry
W „Crime Scene: Brooklyn 2002” wcielamy się w detektywa nowojorskiej policji, który za tydzień odchodzi na emeryturę. To styrany glina, który przeżył niemało w swoim życiu. A mimo to, w listopadową, deszczową noc, gdy przekracza próg hotelu witając się z koronerem, nawet on wzdryga się na widok zwłok młodej kobiety w wannie. Kim jest ofiara? Kto ją zamordował? Czy to napad na tle rabunkowym? W końcu w tej dzielnicy nikogo by to nie zdziwiło… A może chodzi o coś innego? I tak krok za krokiem, a raczej karta z kartą wchodzimy w mroczną, lekko stylizowaną na kryminał noir historię. Fabuła jest zgrabna, trzymająca w napięciu, choć króciutka. Znów aż chciałoby się, by ta historia trwała dłużej i miała więcej niuansów czy zwrotów akcji.
Natomiast istotą gry jest oczywiście rozwiązywanie zagadek. Tych ponownie mamy 10. Po ograniu „Londynu 1892”, który poszedł nam całkiem dobrze, spodziewaliśmy się tego samego poziomu trudności. Początkowo faktycznie szło nam równie łatwo, do momentu, gdy nie trafiliśmy na zagadkę z uzupełnianiem liczb. Widzieliśmy zależność, ale nie mogliśmy dojść do prawidłowej odpowiedzi. Straciliśmy tu kilka kart reputacji. Późnij trafiliśmy na jeszcze 2 czy 3 inne zagadki, które również, mimo załapania „schematu” nie udało nam się ich rozwiązać za pierwszym razem. Nie wynikało to jednak z jakiegoś absurdu czy widzimisię autora, lecz po prostu naszej nieuwagi. Przy okazji – jeżeli mocno gdzieś utkniecie, albo nie będziecie w stanie pojąć intencji autora, na stronie wydawnictwa znajdziecie wszystkie rozwiązania wraz z tłumaczeniem.
Finalnie jednak mieliśmy do dyspozycji jedynie garść liter, które nijak nie podpowiedziały nam prawidłowego rozwiązania. I cóż, przerypaliśmy tę sprawę z kretesem. Choć morale nam przez to podupadło to fakt faktem – bawiliśmy się w trakcie rozgrywki doskonale. Ten rodzaj gry doskonale wchodzi wieczorem, przy kubku gorącej herbaty i z lupką w ręce. Szukanie obiektów jest relaksujące samo w sobie, fabuła motywuje do dalszych postępów, a zagadki miło pobudzają myślenie.
„Crime Scene: Brooklyn 2002” to około 2 godzin wciągającego śledztwa, które zdecydowanie polecamy wszystkim fanom seriali kryminalnych czy też gier kooperacyjnych (albo solo, bo w pojedynkę też można grać). Pamiętajcie jedynie, że nie jest to tytuł dedukcyjny – historia pełni tu wyłącznie rolę tła. Nie musicie zatem koncentrować się na fabule, jeżeli pragniecie po prostu biec do przodu z zagadkami. Aczkolwiek mechanika gry wymaga i tak zapoznawania się z opowieścią. I w sumie, całkiem słusznie, bo dzięki temu buduje się tutaj klimat.
Po którą z części naszym zdaniem lepiej sięgnąć, jeżeli budżetu starczy tylko na jedną? My odrobinę lepiej bawiliśmy się przy „Londynie 1892” ale chyba z racji tego, że poszło nam tam bardziej „gładko” przy rozwiązywaniu zagadek. Z kolei „Brooklyn 2002” trafił bardziej w nasz gust jeżeli chodzi o fabułę. Ponieważ poziom trudności łamigłówek jest zawsze subiektywny to według nas celujcie po prostu w setting, który bardziej do Was przemawia. No i zwróćcie uwagę, że poza dwoma opisanymi częściami w sklepach są jeszcze „Crime Scene: Helsinki 2012” oraz „Crime Scene: Moskwa 1989”! Macie zatem dość szeroki wybór :-). My z Grześkiem czaimy się jeszcze na dwie części, które wyjdą później w tym roku: futurystyczny „ISS Excalibur 2049” oraz nawiązujący do średniowiecznego satanizmu „Lazio 1356”.
Crime Scene: Brooklyn 2002 - ocena
-
8/10
-
5/10
-
8/10
-
8/10
-
8/10
Crime Scene: Brooklyn 2002 - Podsumowanie
Równie udana część, co „Londyn 1892”. To jednorazowa gra logiczna, w której poza wspólnym rozwiązywaniem zagadek i szukaniem obiektów na planszy ciekawie prezentuje się także fabuła stanowiąca tło śledztwa. Proste zasady pozwalają szybko zagłębić się w mechanikę, a łamigłówki są w naszym odczuciu optymalne – ani nie przekombinowane, ani nie zbyt proste. Ot, wymagające dobrej obserwacji i znajdywania połączeń, kodów czy analogii.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- szukasz gry bez wykorzystania ekranów
- lubisz rozwiązywać zagadki logiczne
- cenisz fabułę
Gra nie podejdzie Ci jeżeli:
- oczekujesz zabawy dedukcyjnej, łączenia faktów i przepytywania świadków (to nie ten typ gry)
- nie lubisz gier, w których jest dużo czytania/ fabuły
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Tactic Games