Przyciągnij do swojego schronu jak najwięcej Ocalałych i przetrwaj atak zombie! Stosuj pułapki nie tylko na nieumarłych, ale także na swoich przeciwników - bo i oni, jak to w w czasach apokalipsy - nie będą szczędzili środków, by dokopać każdemu, kto mógłby zagrozić ich przetrwaniu. ``Cisza w mieście zombie`` to dynamiczna, survivalowa karcianka wydawnictwa Muduko, którą zdecydowanie warto poznać.
Zombie może i nie są moim ulubionych tematem w popkulturze, ale geneza ich „powstawania” jest bardzo ciekawa. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, skąd się w ogóle wziął fenomen nieumarłych potworów, to odsyłam do autorskiego tekstu opublikowanego na stronie Muduko, który miałam przyjemność tworzyć. Tymczasem tutaj skupimy się na jednej z ostatnich nowości wydawnictwa. „Cisza w mieście zombie” ma bardzo wiele wspólnego z „Wirusem”: tu także mamy na ręce zawsze 3 karty, reguły są proste i logiczne, a największą atrakcją jest negatywna interakcja. Nie da się jednak ukryć, że to gra pozwalająca na nieco więcej strategii i przez to też kierowana do odrobinę starszego odbiorcy.
Cisza w mieście zombie – na czym polega gra?
Karty w grze dzielą się na dwie grupy: jedna to Ocalali (po drugiej stronie zombie), a druga to karty ekwipunku i akcji. Na starcie każdy z graczy otrzymuje po 2 ocalałych (można też zacząć z inną liczbą) i 3 karty ekwipunku. Celem gry jest zdobycie jak największej liczby Ocalałych i przetrwanie apokalipsy (gramy do momentu wyczerpania talii Ocalałych). Nasz schron składać się będzie z 3 rzędów kart – pierwsza to ocalali, druga to ewentualne bariery i trzecia to zombie, które przedostaną się do schronu.
W swojej turze najpierw zagrywamy karty z ręki (od 1 do 3) tudzież je odrzucamy by tylko dobrać nowe na rękę, a następnie próbujemy przetrwać fazę ataku zombie. Ta następuje tylko wtedy, gdy mamy już jakieś zombiaki w schronie. Jeśli bariery ich nie zatrzymają, każdy zombie likwiduje naszego jednego ocalałego (jest on permanentnie usuwany ze schronu). Zombie jednak pozostają w nim tak długo, póki ich nie zlikwidujemy. Na koniec tradycyjnie dociągamy nowe karty ekwipunku na rękę.
Charakterystyczną cechą „Ciszy w mieście zombie” jest mechanika hałasu. Niektóre z kart przy użyciu generują „dźwięk”, który zwraca na siebie uwagę zombiaków. Jeżeli użyjemy takiej karty, a na wierzchu talii Ocalałych znajduje się Ocalały, to odwraca się go na drugą stronę – w ten sposób symbolicznie pojawia się zombiak. Gdy użyta zostanie karta z hałasem w momencie, gdy zombie będzie na wierzchu talii, wchodzi on do schronu gracza używającego karty.
Cisza w mieście zombie – co tu najbardziej zachwyca?
Znam wiele dynamicznych karcianek, które mają mocno umowny klimat i poza ilustracjami są czysto mechaniczne. Nie uważam tego za wadę, bo nierzadko przemyślane zasady i proste wzornictwo wystarczają, by zapewnić moc wrażeń (patrz -> „Pechowa krowa”, „The Mind”). Ale jeśli tytuł należy domyślnie do rodzaju euro gier, a dodatkowo poza wymienionymi cechami roztacza jeszcze nad stołem odpowiednią atmosferę, to warto to podkreślić. I tak jest właśnie w przypadku „Ciszy”. Mimo swojej lekkości i przystępności, gwarantuję, że poczujecie tutaj walkę o przetrwanie. To nie jest typowa gra rywalizacyjna – poza walką z przeciwnikami, będziecie także walczyć z samą grą, co dodatkowo wzbudzi atmosferę zagrożenia.
Siłą „Ciszy w mieście zombie”, podobnie jak w „Wirusie” jest negatywna interakcja. Mamy tu kilka możliwości na utrudnianie i tak niełatwego żywota naszym rywalom. Możemy podrzucać im swoje zombiaki, podkradać ich Ocalałych czy też niszczyć ich bariery. W końcowych etapach rozgrywki, kiedy zbliżamy się do finału takie efekty potrafią sporo namieszać. Naturalnie w im więcej osób gramy, tym zabawa jest lepsza, bo łatwiej jest chociażby wspólnymi siłami osłabić tymczasowego lidera. Nie tylko z powodu rozgrywki w dużym składzie (max 6 osób), ale też z uwagi na szybkie tempo możemy rozważać ją w charakterze gry imprezowej.
Strasznie przypadła nam do gustu mechanika. Generowanie hałasu idealnie wpasowuje się w temat i powoduje, że użycie mocnej karty (bo takie głównie są okraszone symbolem hałasu) wywołuje konsekwencje. Do tego mamy jeszcze podział na 3 typy zombie: zwykłe, silne, które daje się wyeliminować tylko niektórą bronią i szybkie, które wchodzą do schronu od razu po pojawieniu się na wierzchu talii. Ponieważ nigdy nie wiemy, jaki typ się kryje pod kartą Ocalałego, zawsze przy użyciu hałasu jest lekka adrenalinka. W talii występują też dwie hordy, które „obdarowują” każdego gracza jednym zombiakiem. Sam finał jest również ekscytujący – gramy tu do użycia ostatniej karty na ręce i dążymy albo do wyeliminowania pozostałych graczy, albo do zachowania jak największej liczby ocalałych.
Równocześnie nie jest to gra, która wymaga od nas niebywałego skupienia. Z uwagi na losowe dobieranie kart na rękę, pole do taktycznych akrobacji jest ograniczone. Nie dochodzi tu raczej do sytuacji wzbudzających jakieś wątpliwości – od razu widać, co opłaca nam się zrobić, a co nie, dzięki czemu nie ma zbędnych przestojów. Jeśli też cenicie taką lekkość i dynamikę to „Cisza w mieście zombie” też Wam się spodoba.
Za całkiem trafną uważam również całą stylistykę. Ten komiksowy sznyt podkreśla lajtowe podejście do tematu survivalu. Stereotypowi bohaterowie (cheerleaderka z siekierą, sprytny dzieciak, szeryf w kapeluszu) kojarzą się prędzej z komediowym slasherem niż miejscami filozoficznym „The Walking Dead”.
Cisza w mieście zombie – co może się tu nie podobać?
Na pewno nie każdego ujmie spora dawka losowości. Karty mają ściśle określone efekty, działające w danej sytuacji i jeśli szczęście nam nie dopisze, to przez wiele kolejek nie będziemy mogli z nich skorzystać. Np. nic mi po siekierze, jeżeli akurat w moim schronie są same silne zombie, a karty ratunku, przyzywające ocalałych są bezużyteczne, jeśli na wierzchu ich talii siedzi zombie. Talia ekwipunku nie jest zbyt obfita. Np. tylko 2 karty na cała talię pozwalają zniszczyć bariery u innego gracza, a kart ratunku jest tylko 11. W im więcej osób gramy, tym niestety większe jest prawdopodobieństwo, że nie trafimy na coś, co akurat by się nam przydało.
Mieliśmy rozgrywki, kiedy jeden z graczy ani razu nie był w stanie przyzwać Ocalałego przez co czuł się „oszukany” przez los. Były i takie, kiedy przez kilka tur, jedyne co można było zrobić to odrzucić całą rękę. Takie chwile są tu najbardziej zniechęcające. Oczywiście nie występują one nagminnie, ale wystarczająco często, bym nie potrafiła o „Ciszy” myśleć w kategorii gry strategicznej. To gra, która wymaga po prostu luźnego podejścia do kwestii losowości i nastawienia się nie na wieloetapowe planowanie, zwłaszcza, że limit na ręce to jedynie 3 karty.
Nie sposób też nie zauważyć, że pod względem poziomu trudności gra kierowana jest raczej dla początkujących graczy, niż starych wyjadaczy, którzy chcieliby, by krew i flaki fruwały w powietrzu. Wynika to głównie z tego, że relatywnie mało jest kart z ikoną hałasu (na pewno mniej niż połowa talii), a to one powodują główne zagrożenie. Biorąc pod uwagę opisaną wyżej losowość związaną z niemożliwością zagrywania karty, może się okazać, że zombie nie będą często zaglądać Wam do schronów i nie poczujecie ów klimatu przetrwania o jakim pisałam w początkowych akapitach. Jest na to jednak pewien sposób – po pierwsze, warto na starcie zmniejszyć liczbę ocalałych do jednego, a po drugie grać w trybie eksperta, który pozwala zagrywać karty z hałasem nawet wtedy, gdy nie da się zastosować ich efektu (czyli np. użyć megafonu, gdy na wierzchu talii jest zombie).
Z drugiej strony tacy totalni amatorzy gier planszowych mogą poczuć się przytłoczeni ikonografią. Symboli jest tu całe mnóstwo i choć każdy z graczy dostaje planszetkę pomocy z wyjaśnieniami, to często sięganie do niej będzie spowalniać pierwsze rozgrywki. O ile bardziej rozegrane osoby machną na to ręką, bo wiedzą, że czasami nie da się inaczej, tak ktoś kto wcześniej grał np. tylko w Monopoly może z miejsca się zniechęcić takim nadmiarem akcji.
Cisza w mieście zombie – czy warto zagrać i z kim?
Mimo lekkich zgrzytów związanych z losowością, uważam, że jest to jedna z ciekawszych propozycji od Muduko. Nie ma tu grama krwi na kartach ani wizualnej brutalności, a ponieważ zasady są logiczne nie widzę przeszkód, by grać nawet z 10 czy 12-letniki dziećmi. Nie jest to jednak tytuł mocno uniwersalny. To bardziej gra na domówkę albo rodzinne spotkanie, podczas którego można sobie pogadać o innych rzeczach niż zajadła walka wymagająca kilkuminutowego analizowania wszystkich możliwości. „Cisza w mieście zombie” przypadła mi do gustu nawet bardziej niż „Wirus” z uwagi na dwutorową rywalizację (gra jest sama naszym przeciwnikiem) i to, że dobrze działa w dużym składzie („Wirus” potrafi na 5 osób trochę nużyć jak karty nie podpasują).
My sięgamy po nią wtedy, gdy chcemy się trochę na siebie powkurzać i odpocząć po cięższym dniu, a nie mamy sił rozkładać niczego cięższego czy dłuższego. Nie polecałabym jej jednak typowo do rozgrywki wyłącznie dwuosobowej, bo zauważalnie jest ona słabsza niż przynajmniej przy trzech osobach.
Cisza w mieście zombie - Ocena
-
8/10
-
8/10
-
8/10
-
8/10
-
9/10
Cisza w mieście zombie - Podsumowanie
Dynamiczna, pełna negatywnej interakcji karcianka, która sprawdzi się bardziej w większym gronie. Dobrze oddaje klimat survivalu, ma ciekawą mechanikę hałasu, ale bez trybu eksperta może doskwierać w niej duża dawka losowości. Must have dla fanów „Wirusa” :-).
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- szukasz gry, w której walczysz przeciwko innym i samej grze
- lubisz tematykę zombie
- lubisz lekkie i szybkie gry, w których nie trzeba dużo rozmyślać
- nie przeszkadza Ci duża losowość
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie lubisz negatywnej interakcji
- nie akceptujesz znaczącej losowości
- wolisz gry taktyczne, w których kontrolujesz chociażby dobieranie kart
- grasz głównie w 2 osoby („Cisza” lepiej chodzi w większym składzie)
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Muduko