Gra pozbawiona instrukcji, w którą możecie zagrać solo lub z przyjaciółmi. Kieszonkowy format, śliczne ilustracje i mnóstwo tekstu. „CARTAVENTURA: Winlandia” to francuski bestseller, który za sprawą wydawnictwa Muduko wreszcie trafił do Polski. Czy warto po niego sięgnąć? Zdecydowanie! Zwłaszcza, gdy lubicie dobre i interaktywne historie.
„CARTAVENTURA” już na poziomie konceptualnym zachwyca. Oto tytuł hybrydowy, będący medium z pogranicza znanych nam współcześnie gier i książek. Troszkę jak gamebook, ale nie do końca – nie mówimy tu bowiem o książce, a kartach. Może budzący też skojarzenia z innymi grami przygodowymi, których historia rozwija się w trakcie ujawniania kolejnych kart (np. portalowy „Detektyw”), ale pozbawiony całkowicie aplikacji. Myślę, że śmiało mogę zatem napisać o serii, że jest w pewien sposób innowacyjna (co swoją drogą mogą Wam potwierdzić liczne nagrody w ojczyźnie twórców).
Zanim przybliżę „Winlandię” krótkie słowo o samej „CARTAVENTURZE”. W polskim wydaniu znajdziemy obecnie dwie części. Opisywaną tu przygodę w świecie Wikingów oraz „Lhasę”, która zabiera nas do Tybetu. Części nie są nigdy z sobą powiązane. To zamknięte przygody. Ich cechą charakterystyczną jest jednak fakt, że zawsze rozgrywają się w realiach historyczno-geograficznych, przez co nie tylko bawią, ale też uczą lub choćby i rozbudzają ciekawość o świecie. Czy są to gry jednorazowe? Z jednej strony tak. Ich istotą jest fabuła, więc za drugim, czy trzecim razem znika część tajemnicy. Jednak za jednym podejściem dociera się tylko do jednego z pięciu zakończeń… Można zatem zagrać ponownie, by wejść na inne ścieżki i odkryć inne wydarzenia.
CARTAVENTURA: Winlandia – co w pudełku?
Jak większość gier fabularnych, tak i tutaj nie powinniśmy oglądać kart przed grą. Tworzą one ponumerowaną, ułożoną talię, którą odkrywa się w trakcie rozgrywki. W sumie znajdziemy tu 70 kwadratowych, dwustronnych kart. Na części z nich widnieją przepiękne, akwarelowe ilustracje dające +100 do klimatu, a na części sam tekst. Można je podzielić na fragmenty, które tworzą mapę okolicy, wydarzenia fabularne, przedmioty oraz karty decyzyjne, na których znajdziemy same wybory. Nie ma tu instrukcji – mechanikę poznajemy poprzez pociągnięcie pierwszej karty i zapoznanie się z jej opisem.
Natomiast świetnym bonusem w pudełku jest broszura opisująca tło historyczne. Koniecznie zacznijcie właśnie od niej, gdy już kupicie grę, bo zawiera fajne ciekawostki. Ja na przykład nie miałam pojęcia, że Althing, czyli zgromadzenie przywódców klanów, było najstarszym parlamentem na świeci. Nigdy wcześniej nie słyszałam także o Eryku Rudym, który jako pierwszy odkrył Grenlandię. Co gorsza, nie miałam nawet pojęcia czym jest tytułowa Winlandia! Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę nazwę, pomyślałam, że to jakaś mityczna kraina. Nic bardziej mylnego! Winlandią zostały bowiem nazwane tereny odkryte przez Leifa Erikssona (głównego bohatera omawianej gry) – są to północne obszary Ameryki Północnej. Leif dotarł do nich już w roku 1000 zatem – sorki Kolumbie! Nie byłeś jednak pierwszy (szkoda, że nie uczą tego w szkołach…).
Wykonanie gry nie budzi jakichkolwiek zastrzeżeń. Nie odnotowałam błędów w tekście, a graficzne symbole są proste i zrozumiałe. Co więcej numery kart zostały kolorystycznie wyróżnione dziesiątkami, dzięki czemu ponowne ułożenie talii nie jest problematyczne.
CARTAVENTURA: Winlandia – na czym polega gra?
Historia zaczyna się w 985 roku. Jako najstarszy syn Eryka Rudego właśnie dobijamy do wybrzeży Islandii, gdzie mieści się Althing – zgromadzenie klanów. Naszym celem jest oczyszczenie imienia własnego ojca, który został niesłusznie oskarżony o morderstwo i wypędzony z ojczyzny. Na poziomie mechanicznym reguły są banalne – ot, odczytujemy kartę wskazaną w tekście. Te, które tworzą mapę miejsc układamy na stole – to odnośniki do kolejnych kart. Mogą one prezentować fizyczne lokacje albo osoby, z którymi możemy porozmawiać. Wybory pojawiają się także w kartach z fabułą, wówczas musimy od razu podjąć daną decyzję, przechodząc pod wskazaną kartę. Jednak uwaga – mapa miejsc nie jest stała. Może się zdarzyć, że „uruchomimy” wydarzenie, które zablokuje nam dostęp do innych ścieżek.
Dodatkowo mamy tu jeszcze system boskich przychylności. Na początku rozgrywki możemy złożyć ofiarę jednemu z bóstw. W trakcie przygody w kluczowych momentach będziemy mogli wykorzystać jednorazowo daną przychylność. Od nas zależy, czy skorzystamy z niej od razu, czy poczekamy na inny rozwój wydarzeń. Poza łaską bogów zbieramy tu także przedmioty. Nie ma ich wiele, ale stanowią rodzaj potężnych artefaktów, które w danej chwili mogą nam zapewnić wyjście z trudnej sytuacji.
I tak gramy do czasu, aż nie zobaczymy jednego z pięciu zakończeń. Zarówno rozgrywka solo jak i w grupie ma identyczne zasady. Ot, grając z innymi osobami staramy się po prostu dyskutować i wspólnie podejmować decyzje.
CARTAVENTURA: Winlandia – wrażenia z gry
Sami widzicie, że zasady są bardzo przystępne. Dzięki temu nawet osoby, które nie mają pojęcia o współczesnych grach planszowych nie będą się czuły zagubione. Cóż bowiem trudnego jest w odczytywaniu kart w stosownej kolejności? Ale za prostą mechaniką wcale nie idą banalne doświadczenia. Wprost przeciwnie – „Winlandia” ma sporo do zaoferowania. Przede wszystkim świetną fabułę. Tekstu jest sporo i jak na historię o Wikingach przystało, opowieść pełna jest nieoczekiwanych zwrotów akcji. W przeciwieństwie do „Lhasy”, która stąpa twardo po ziemi, „Winlandia” w pełni oddaje ducha nordyckiego świata, a co za tym idzie nie zapomina też o mitologii. Nie mogę Wam zdradzać zbyt wiele, by nie popsuć radości z gry, ale gwarantuję, że będziecie tu świadkiem metafizycznych zdarzeń.
Byłam w sumie zaskoczona, jak sporo jest tutaj odniesień do religii. Powiedziałabym nawet, że to właśnie ona stanowi tutaj główny trzon opowieści. Tak, nadal jest sporo przygód „fizycznych”, ale nad wszystkim unoszą się kwestie duchowe. Na poziomie moralnym gra zdecydowanie ciekawi. Każda, nawet z pozoru błaha decyzja, jak wybór wysepki, do której przybijamy łodzią, rodzi konsekwencje. Nad tymi najtrudniejszymi wyborami rozmyśla się i po kilka minut. Ktoś bowiem będzie wolał zachować się jak na Wikinga przystało, inny gracz zacznie przekonywać do większego rozsądku – ot, grając w grupie z pewnością będziecie musieli wykazać się sztuką negocjacji, by postawić na swoim ;). Myślę, że dorosły gracz będzie zachwycony stawianymi przed nim pytaniami.
Grając samemu rozgrywka przebiega oczywiście szybciej, ale nadal może nam upłynąć dobre 30 minut zanim ukończymy jedną ścieżkę. A jak jest z regrywalnością? Uważam, że znacznie lepiej od innych gier paragrafowych. Sami zobaczycie przy pierwszej rozgrywce, że wiele kart „pominęliście”, bo w trakcie podejmowania wyborów pozamykały się dane opcje. My od razu chcieliśmy poznać inne drogi i zakończenia. Kolejne podejścia nie są może tak emocjonujące – tu po prostu wiele zależy od tego, jak wsiąkniecie w historię i czy usatysfakcjonuje Was dane zakończenie, czy będziecie chcieli poznać pozostałe.
CARTAVENTURA: Winlandia – komu się spodoba?
Przede wszystkim każdemu, kto lubi czytać książki. Jeżeli męczy Cię czytanie tekstu to odpuść sobie – to nie gra dla Ciebie. Ale jeżeli lubisz podejmować decyzje, chciałbyś mieć wpływ na fabułę i potrafisz używać wyobraźni, to zdecydowanie się tu odnajdziesz. „Winlandia” to moim zdaniem must have dla wszystkich fanów Wikingów. Sprawdzi się w gronie przyjaciół, jako alternatywa do np. wizyty w kinie, ale też będzie rewelacyjnym narzędziem na przykład na lekcji historii lub geografii!
Dla mnie cała seria prezentuje się genialnie. Przy „Winlandii” bawiłam się doskonale – bardziej dojrzale niż przy młodzieżówkach z serii „Stwórz swoją przygodę”. Nie miałam też poczucia, by czegokolwiek mi tu brakowało. Ot, kompletny, przemyślany i ślicznie wydany produkt dla miłośników przygód odbywających się w wyobraźni.
CARTAVENTURA: Winlandia - Ocena końcowa
-
9/10
-
7/10
-
6/10
-
9/10
-
9/10
CARTAVENTURA: Winlandia - Podsumowanie
Wciągająca bez reszty, emocjonująca przygoda zaklęta w talii 70 kart. Intensywna przygoda osadzona w wikińskich realiach historyczno-geograficznych. Gorąco polecamy!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz czytać i podejmować decyzje
- szukasz gry o super prostych zasadach
- chcesz grać solo lub w kooperacji
- lubisz mitologię nordycką
Gra nie spodoba Ci się jeżeli:
- zależy Ci na dużej regrywalności (gra ma „tylko” 5 zakończeń do odkrycia)
- męczy Cię duża ilość tekstu na kartach
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Muduko