Na 1,5 godziny przenieśliśmy się do Novigradu, Kaer Morhen, Ziemi Niczyjej i Wysp Skellige. Percival swoimi kompozycjami potrafi wzburzyć krew każdego Słowianina...
Gdyby nie Wiedźmin 3: Dziki Gon prawdopodobnie nigdy nie trafiłabym na zespół Percival. Muzyka związana z odtwórstwem historycznym nie jest puszczana w radiu, nie leży też nawet w okolicach kanonu, w jakim najczęściej gustuję. Tymczasem gdy po raz pierwszy natknęłam się na ich utwory w grze, byłam pod ogromnym wrażeniem ich kompozycji, melodyjności, wokalu, który wciąż powracał w myślach mimo obco brzmiących słów. Były dni, gdy soundtrack z Wiedźmina nie schodził z mojej playlisty Spotify. Przypomnijcie sobie jakikolwiek utwór muzyczny z poprzednich części gry… Hmm, nie idzie prawda? Nie ujmując pozostałym kompozytorom uważam, że bez Percivala Wiedźmin 3 nie byłby tak kompletnym i idealnym dziełem.
Dzisiaj każdy fan produkcji CD Projekt RED jest także fanem Percivala. Po prostu nie da się inaczej. Dlatego bez wahania kupiłam bilety na koncert zespołu, gdy tylko opublikowano pierwsze informacje o nowej trasie koncertowej. Szczęściem przebiegała ona przez Poznań. Koncert odbył się 5 marca w Centrum Kultury Zamek, któremu co prawda daleko do twierdzy Kaer Morhen, ale tuż po zamknięciu drzwi i zgaszeniu świateł, nie miało to najmniejszego znaczenia…
Już na samym początku, przy utworze Sargon (Silver for Monsters) wyszły mi autentyczne ciary. Zupełnie inaczej słucha się Percivala w domu, na słuchawkach, a inaczej na dużej hali, w otoczeniu wspaniałych efektów wizualnych. Za artystami rozciągał się ekran kinowej wielkości, na którym prezentowano materiały z trailerów i gamplaye z Wiedźmina 3 przygotowane przez Marcina Somerlika. Wyobraźcie sobie, że obserwujecie pełen cykl dnia z perspektywy widza na rynku w Novigradzie. Słońce przesuwa się po horyzoncie, dym unosi się na scenie, a pomiędzy artystami biegają trzy przepiękne tancerki z Teatru Avatar w strojach szlachcianek, zanoszące się śmiechem. Albo, że obserwujecie olbrzymi księżyc na fioletowym niebie, na którego tle wyginają się zjawy.
Rozbrzmiewające dźwięki lutni długoszyjkowej, fletu, wiolonczeli i bębnów w połączeniu z wyraźnym, dosadnym wokalem Kasi Bromirskiej po prostu hipnotyzowały widzów. Niekiedy wydawało mi się, że uczestniczę w sabacie na Łysej Górze, innym razem, że znów obserwuję świat zza pleców wiedźmina. Te 1,5 godziny było jak streszczenie gry, przeżycie jej od nowa, przypomnienie o bogatym i jakże pięknym słowiańskim uniwersum. Obserwując uśmiechniętego wciąż Mikołaja Rybackiego, czy pozostałych członków zespołu w strojach ludowych, kiedy popijali sobie wodę z drewnianych kubków, nie sposób było nie zauważyć autentyczności w tym, co robią, ich pasji i olbrzymiego talentu. Panie z Teatru Avatar doskonale ubarwiały całe show, biegając między publicznością przebrane za południce, sukkuby czy inne demony. Ich entuzjazm mocno udzielał się publiczności, bo jak tu nie uśmiechnąć się na widok upiora macającego gości lub porywających do tańca skąpo odzianych dziewcząt.
Percivalowi udało się wzburzyć we mnie słowiańską krew, sprawić, że jeszcze kilka dni po koncercie nuciłam sobie ich nowy utwór stworzony na potrzeby trasy koncertowej („Oczy Wiedźmina”) i przede wszystkim kolejny raz uświadomić mi, jak gry wideo mocno potrafią poszerzać horyzonty. Jeśli będziecie mieć kiedyś szansę posłuchać muzyków na żywo – nie wahajcie się ani minuty.