Chociaż nowy serial Netflixa jest adaptacją powieści Jaya Ashera, a nie gry, to podobieństwa do jednej z najlepszych przygodówek ostatnich lat mocno rzucają się w oczy...
Bardzo niewiele gier podejmuje trudne tematy. Producenci wolą uderzać w scenariuszowy banał, którym jesteśmy też karmieni przez Hollywood – ratowanie świata, epidemia zombie, eksterminacja obcych, porachunki z mafią. Łykamy to jak powietrze, bo jest przyjemne, bo pozwala poczuć się kimś innym i oderwać od problemów. Life is Strange w 2015 roku dokonało czegoś zupełnie innego – postawiło przed nami pytania, na które ciężko było odpowiedzieć. Przypomniało nam, jak to jest być nastolatkiem, zerwało ze stereotypami, zgwałciło mózgi i poruszyło problem, z którym na co dzień mierzy się na świecie tysiące dzieci – problem psychicznej przemocy.
Podobnie jak w przypadku „Efektu motyla” mogliśmy doświadczyć na własnej skórze prostej prawdy – nie da się uszczęśliwić wszystkich. Konsekwencje własnych wyborów mogą ciągnąć się za nami przez całe życie. Co gorsza – nasze wybory wpływają zawsze na życie innych ludzi, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. O tym traktuje nowy serial Netflixa „13 powodów”, do którego obejrzenia gorąco zachęcam – nawet jeśli okres licealny macie już dawno za sobą. Opowiem Wam o nim na przykładzie podobieństw do Life is Strange, które z pewnością większość z Was zna doskonale.
Skomplikowani bohaterowie
Serial opowiada historię Hanny Baker, uczennicy liceum, która popełniła samobójstwo. Dlaczego piękna, inteligentna i uśmiechnięta nastolatka pewnego dnia podcina sobie żyły? Tę tajemnicę zamierza odkryć Clay, kolega Hanny, który niedługo po jej śmierci otrzymuje zestaw 13 kaset, na których nastolatka nagrała swoją spowiedź. Dziewczyna postanowiła wyjaśnić światu co sprawiło, że targnęła się na swoje życie, poświęcając jedną kasetę każdej osobie, która w pośredni sposób się do tego przyczyniła. Clay z przerażeniem odkrywa, że jedna z kaset dotyczy jego…
Przez ponad połowę odcinków wydawało mi się, że występujący w nim bohaterowie są bandą idiotów i egoistów, którzy niesamowicie dramatyzują. Sama Hanna jest też niejednoznaczna. Wielokrotnie miałam ochotę wstrząsnąć nią, powiedzieć, żeby przestała przejmować się pierdołami. Że to tylko liceum, że za rok z niego wyjdzie i nigdy więcej nie zobaczy tych wszystkich osób. Do tego Clay, który przesłuchuje taśmy w ślimaczym tempie i który zgrywając bohatera wciąż ma problemy z określeniem samego siebie.
Na tym tle wydawało mi się, że Life is Strange miało bardziej poważne postaci. Sama Max Caufield wydawała się nad wyraz dojrzała, ale czyż nie dlatego, że mogliśmy ją kontrolować i wpływać na jej decyzje? Obserwując serial jesteśmy tylko biernymi widzami, którzy muszą godzić się na to, co przygotował scenarzysta.
Dopiero po obejrzeniu dwóch ostatnich odcinków „13 powodów” zmieniłam zdanie. Gdy wątki zaczynają się domykać, a bohaterowie odczuwać konsekwencje swoich działań okazuje się, że to nie są tylko durne dzieciaki, a osoby, które borykają się z własnymi problemami. Nie wszyscy są równie intrygujący, ale głowę daję, że inaczej będziecie patrzeć na początku i na końcu serialu na Justina, Alexa i Jessicę. Są skomplikowani, zdecydowanie nie czarno-biali i nawet jeśli mocno naiwni, to czy tak bardzo odmienni od nas samych kilka dekad wcześniej?
Kadry
„Life is Strange” miało wspaniałą oprawę graficzną, pełną ciepłych kolorów i detali. Każdy odcinek rozpoczynał się też klimatycznymi kadrami, ukazującymi okolicę. „13 powodów” postawiło na kontrast – sceny ze współczesności są chłodne, mają niebieskawy odcień i brakuje w nich słonecznych dni, natomiast sceny ze wspomnień są zawsze ciepłe i radosne. Podkreślają pięknie różnice między przeszłością, w której żyła Hanna, a teraźniejszością, w której nie da się wypełnić pustki po niej. Bardzo często zaobserwować też można przenikanie się tych dwóch filtrów. Gdy Clay jeździ po mieście odszukując miejsc, o których mówi na taśmach Hanna, chłopak widzi ją tak, jakby wciąż była obok niego.
Praca kamery i niektóre sceny również będą przypominały Wam grę. Widzimy plecy Claya, gdy spaceruje szkolnym korytarzem, detale, którym się przygląda w zwolnionym tempie, uczniów grających na gitarze przed szkołą, Alexa pływającego na plecach w basenie, pocałunek dwóch dziewczyn, kreatywne zajęcia szkolne itp.
Muzyka
Ścieżka dźwiękowa z „Life is Strange” to taki folkowy ambient zmieszany z kilkoma kawałkami niezależnego, delikatnego popu. Coś, co świetnie wpasowuje się w klimat „sielskiej”, amerykańskiej okolicy. Takie utwory jak „Obstacles” czy „In my Mind” wchodzą do głowy z miejsca i odsłuchiwane po kilku latach wciąż potrafią wywołać wspomnienia związane z grą.
Soundtrack „13 powodów” jest niesamowicie… podobny. Przesłuchajcie tylko „Skeletons”, „Rivers Run” czy „Under the Spell”. Może nie porywa tak samo jak ten z gry, ale także świetnie się go słucha. Oczywiście większość z tych piosenek pojawia się w serialu jedynie na moment, ale w idealnie dobranych momentach, podkreślając klimat.
Przesłanie
Obydwa dzieła łączy refleksja pojawiająca się po napisach końcowych. To opowieści nie tylko o przemocy psychicznej, problemach komunikacyjnych, poczuciu wyobcowania, ukrytej patologii, przyjaźniach i miłościach, czy odpowiedzialności za podjęte decyzje, ale również konsekwencji wynikających z bycia biernym – o czym mówi się w życiu zdecydowanie zbyt rzadko. Młody człowiek postawiony w obliczu trudnego wyboru często jest sparaliżowany perspektywą przeżycia porażki do tego stopnia, że nie wykonuje żadnego ruchu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że bierność jest gorsza niż błędny wybór. Wybierając źle mamy szansę wyciągnąć z tego gorzką lekcję. W przeciwnym przypadku możemy do końca życia odczuwać żal za tym, czego się nie zrobiło.