Na kinowej sali dostrzegamy grupki 30-latków i gdzie nie gdzie rodziców z dziećmi. Zgadnijcie, kto najgłośniej śmiał się podczas seansu LEGO Batman? ;)
Przez lata komiksy, gry i ekranizacje filmowe stworzyły nam spójny portret psychologiczny Batmana – mrocznego, zamkniętego w sobie introwertyka rzucającego się w wir niebezpieczeństw i jednocześnie walczącego z własnymi duchami przeszłości. Filantropa o kwadratowej szczęce i milionach dolarów na koncie, wychowanego przez najbardziej dystyngowanego i lojalnego lokaja w historii. Wszyscy wiemy, że w życiorysie i osobowości Bruce’a Wayne’a nie ma nic zabawnego. Tymczasem Chris McKay udowodnił, że wprost przeciwnie – z Batmana można solidnie się ponabijać jeśli lekko podrasuje się jego główne atrybuty…
Black. All important movies start with a black screen. And music. Edgy, scary music that would make a parent or studio executive nervous. And logos. Really long and dramatic logos. Warner Bros. Why not Warner Brothers? I dunno. DC. The house that Batman built. Yeah, what Superman? Come at me bro. I’m your kryptonite. Hmm, not sure what RatPac does but that logo is macho. I dig it. Okay, get yourself ready for some… reading. If you wanna make the world a better place, take a look at yourself and make a change. Hoooo. No, I said that. Batman is very wise. I also have huge pecs and a nine pack. Yeah, I’ve got an extra ab. Now lets start the movie.
Fabularny kop z półobrotu
Po pierwsze – nie polecam oglądać żadnego trailera. Strasznie dużo tam spoilerów, które niweczą efekt zaskoczenia. Fabuła jest naprawdę niezła, mam wrażenie, że nawet lepsza od ostatnich filmów z gackiem. Po pierwsze jak na parodię przystało jest zrobiona z niezłym jajem i pełno w niej czarnego (a jakże!) humoru. Wyobraźcie sobie Bruce’a, który jednym tekstem wywołuje łzy w oczach Jokera. Albo, który rzuca dzieciom z sierocińca gadżety z własną podobizną. Batman jest tu takim emocjonalnym badassem, słodko-gorzkim skurkobańcem, zadufanym w sobie do granic możliwości. Jeśli oglądaliście LEGO: Przygodę z jego epizodem wiecie mniej więcej czego się spodziewać.
Najlepsze jest to, że ta kreacja narcystycznego Bruce’a nagle zaczyna wydawać się czymś autentycznym. Widzimy genialne sceny ilustrujące samotność milionera – odgrzewanie homarów w mikrofalówce, oglądanie ulubionych filmów w prywatnej sali kinowej wyłącznie w towarzystwie popcornu, obfitą szafę kostiumów na każdą okazję, wpadanie w katatoniczny stan podczas spoglądania na portrety rodzinne i udawanie przed Alfredem oraz samym sobą, że wszystko jest w najlepszym porządeczku. A przecież wcale nie jest…
Scenariusz obraca się wokół przemiany Batmana. Facet nie umie uczyć się na błędach, jest oschły dla osób mu przychylnych i nade wszystko stara się wyrzec jakichkolwiek emocji. To on jest dla siebie głównym nemesis, a nie Joker, jak to zazwyczaj bywa. Psychiczny żartowniś jest tu jedynie drogą do celu. Nie myślcie sobie jednak, że poboczne postacie to typowe zapchaj dziury – jasne, Bruce kradnie cały film, ale pozostali świetnie mu akompaniują. Kryzys emocjonalny Jokera prowadzi do przezabawnych i zarazem oryginalnych sytuacji. Nie zdradzając zbyt wiele powiem tylko, że nasz angatonista poszuka sobie zupełnie nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Naprawdę nam opadła na ich widok szczena.
Przezabawnie wypada także duet – Bruce & Robin. Sposób w jaki panowie się poznają powinien rozłożyć Was na łopatki, a ich kooperacja to parodia wszelkich filmów akcji.Nie sposób nie wspomnieć też o pierwszym „crushu” Bruce’a, czyli pięknej komisarz Barbarze Gordon. Ich relacja to komiczny melodramat, który jest odpowiednio dawkowany przez cały film.
Hasło? „Iron Man ssie”
Dialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi. Tak jak na LEGO: Przygoda praktycznie zasnęłam, tak tutaj bolał mnie brzuch od powstrzymywania śmiechu. Gry LEGO mają zawsze przenudne fabuły i starają się bawić graczy jedynie gagami, tu wprost przeciwnie. Gagów jest jakby mniej i przez to właśnie na filmie zdecydowanie lepiej bawią się dorośli niż dzieci. Jeśli będziecie wybierać się do kina nawet nie spoglądajcie w stronę polskiego dubbingu. Arnett w roli Batmana brzmi nawet lepiej niż Christian Bale! Serio. 100% Batmana w Batmanie.
Joker: Wait a minute… Bruce Wayne is Batman… ‚s roommate?
Nie mogę, po prostu nie mogę na koniec nie zapodać Wam jednej z pierwszych scen, kiedy to Bruce ujawnia swoje zamiłowanie do death-metalu. Takich „śpiewanych” scenek jest w filmie jeszcze kilka zatem przez ten spoiler nie powinien zginąć żaden mały kotek.
<p></p>