Pierwsza edycja festiwalu odbyła się w podwarszawskim Nadarzynie między 1-4 czerwca 2017 roku. Kurz i papierki po burgerach nie zdążyły opaść na ziemię, a organizatorzy zapowiedzieli już następną edycję festiwalu, która odbędzie się we wrześniu tego roku. Czy to ma sens?
Jeśli nie mieliście okazji wpaść do Nadarzyna w ubiegły weekend to zaryzykuję stwierdzeniem, że nie macie czego żałować. Nie zrozumcie mnie źle – impreza nie była niewypałem, ale każda osoba, z którą tam rozmawiałam przyznawała, że mogłoby być znacznie lepiej. W drodze powrotnej zabraliśmy ze sobą autostopowicza (Janusz – pozdrawiamy serdecznie!), który zapytany o to, czy warto jechać do Albanii, powiedział, że jeśli widzieliśmy już Chorwację lub Czarnogórę, to Albania już niczym nie zauroczy. I myślę, że analogicznie jest z Comic Con Warsaw. Jeśli jeździ się regularnie na inne konwenty np. Pyrkon, który nie bez powodu nazywany jest największym festiwalem popkultury w Polsce, to imprezę na targach PTAK Expo odbierze się gorzej, niż gdy jest się kompletnym „świerzakiem”.
Comic Con odstrasza od siebie wieloma rzeczami – drogimi biletami wstępu (50 zł za sobotę + 100 zł za bilet wstępu do strefy autografów), odległością od Warszawy (20 km od wjazdu na obwodnicę), mizernym sanitariatem (pojedyncze łazienki, brak umywalki w męskiej toalecie), a także liczbą niewykorzystanej przestrzeni (wiele stanowisk targowych było pustych). Brakuje tu atmosfery festiwalu – owszem, na dworze nie brakowało foodtrucków, postapokaliptycznej wioski i modeli pojazdów, przy których można by było strzelić sobie fotkę, ale gdzieś uleciał duch frywolności i swobody, któremu przyklaskuje Pyrkon. Nie było kolorowych korowodów cosplayerów, całodobowej hali do grania w planszówki, salek, gdzie można by oglądać rzadkie anime i tych wszystkich staroszkolnych nawiązań do konwentów z podstawówek. Comic Con to impreza targowa, której główną atrakcją okazały się gwiazdy, a raczej gwiazdki niewielkiego formatu, odgrywające poboczne postacie w popularnych obecnie serialach.
Nie powiem, całkiem miło oglądało się na żywo Melisandrę z Gry o Tron, zwłaszcza w otoczeniu olbrzymiego aktora odgrywającego tam Górę. Tylko wiecie… to nie jest czołowa ekipa. Znacznie bardziej ucieszyłby mnie widok Charlesa Dance’a, czyli filmowego Tywina Lannistera, ale z nieznanych powodów aktor nie dojechał na wydarzenie. Co do pozostałych aktorów, no cóż… Przed kilkoma miesiącami oglądaliśmy z Grześkiem „The 100” i przez cały początek Comic Conu zastanawialiśmy się kim jest Nadia Hilker uśmiechająca się z plakatów reklamujących konwent. W ogóle nie mogliśmy skojarzyć aktorki, choć serial dość mocno się nam podobał. Nadarzyn to nie San Diego i mocno wątpliwe jest, by ktokolwiek z naprawdę znanych gwiazd przyjechał tu w kolejnych edycjach. Kochani organizatorzy, ściągnijcie Boba Morleya, Petera Dinklage’a czy Henry’ego Cavilla to będziemy z Grześkiem pierwszymi, którzy ustawią się w kolejce po autografy.
Zaskakująco dobrze prezentowała się strefa Gwiezdnych Wojen. Można było obejrzeć ciekawe modele statków, polatać X-Wingiem i strzelić sobie fotkę z Imperatorem oraz innymi cosplayerami. Wystawa LEGO także prezentowała imponujące konstrukcje, choć była zdecydowanie mniejsza niż na tegorocznym Pyrkonie. Miła atmosfera panowała w salach poświęconych grom planszowym, zwłaszcza, że były one położone na uboczu i można było odpocząć w nich od hałasu dobiegającego z hali Good Game Expo.
Strefa gier wideo była wykonana z największą pompą i to tutaj kręciło się najwięcej gości. Przyciągała obecność youtuberów oraz licznych turniejów e-sportowych. Zabrakło natomiast producentów gier, więc jeśli kogoś nie interesował CS:Go, Hearthstone, LoL czy Overwatch i okrutnie drogie akcesoria gamingowe to w zasadzie nie miał tu czego oglądać. Bardzo skromnie prezentowała się także strefa twórców niezależnych, prawdopodobnie z uwagi na drogie ceny stoisk. Moją uwagę przyciągnęła w zasadzie jedynie mobilna gra Winions z gatunku tower defence.
Na Comic Conie dopisali za to cosplayerzy i dzięki nim targi te nabrały należytego kolorytu. Uczestników konkursu nie było wielu, przez to większość z nich otrzymała wyróżnienia. Na mnie największe wrażenie zrobił cosplay Obcego i wojowniczek z WoW-a. Oczywiście spora część przebranych osób nie brała udziału w konkursie, ale za to angażowała się społecznościowo, przybijając piony, wygłupiając się na korytarzach i pozując do zdjęć.
Kolejna edycja Comic Conu ma odbyć się już we wrześniu tego roku, co jest naszym zdaniem zupełnym bezsensem. Biorąc pod uwagę średni wiek uczestnika (na oko 13-15 lat), nie zdąży on zdobyć wystarczających funduszy, by dojechać na miejsce, kupić bilet i obłowić się w nowe gadżety. Osoby zainteresowane grami będą wolały poczekać na bardziej spektakularne targi Warsaw Games Week czy PGA. Miłośnicy popkultury może i przyjadą, ale wiele zależeć będzie od zaproszonych gwiazd. Czuję nosem, że druga edycja może być zarazem ostatnią… Bo prawda jest taka, że wcale nie potrzebujemy w Polsce Comic Conu. Mamy już przecież wiele sprawdzonych i dobrych imprez: Pyrkon, WGW, OldTown, Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi czy Copernicon. Dwa Comic Cony to moim zdaniem przynajmniej o jeden za dużo… A jak Wy oceniacie pierwszą edycję tego wydarzenia? Było warto?
Za możliwość udostępnienia epickich fotek serdeczne dzięki Arkowi Uriaszowi! Przybijam także piątki: wydawnictwu Lacerta za przechowanie dla mnie Pandemica Cthulhu, pani Karolinie z Granny za miłą rozmowę, Drwalowi Rębajło za sympatyczne towarzystwo na stoisku, koledze Damianowi za załatwienie kawy z mlekiem bez laktozy (naprawdę, saved my life!), chłopakom z Aim Controllers za możliwość pomacania ślicznych padziksów i wszystkim gościom naszego CHIP-owego stoiska, z którymi mieliśmy okazję zamienić słowo.