Rzadko która gra przygodowa wykorzystuje w swojej mechanice zagadki logiczne oparte na iluzjach optycznych. Krzysztof Pianta pod postacią studia AIREM stworzył wciągający kryminał inspirowany filmem ``Piła``, który podda Wasz umysł (i nerwy!) ciężkiej próbie.
Gdy „Piła” zadebiutowała w kinach miałam 17 lat i z miejsca uznałam ją za jeden z najlepszych horrorów, jaki widziałam. Film urzekał napięciem, relacją rozwijającą się między ofiarami i tajemnicą, która jeżyła włoski na karku. Później mieliśmy wiele kiepskich sequelów, a także klonów, które skupiały się już tylko i wyłącznie na jak najwymyślniejszych torturach. Tymczasem esencją „Piły” była kulminacyjna scena związana z podjęciem drastycznej decyzji i intencje oprawcy, których podstawy miały jako taki sens.
Ponieważ uwielbiam też chodzić po Escape Roomach, czyli pokojach zagadek, z przyjemnością zabrałam się za polską produkcję, która łączy te obydwie rzeczy. Początkowo obawiałam się, że mający na koncie tylko darmową, przeglądarkową produkcję „Airhack” twórca nie sprosta moim wysokim oczekiwaniom, chociażby pod kątem oprawy wizualnej. Krzysztof Pianta przyłożył się jednak mocno do swojego wielkiego debiutu i choć nie obyło się bez kilku niedociągnięć, to w ostatecznym rozrachunku „Play With Me” wypada zaskakująco dobrze.
Dziennikarz w opałach
Główny bohater, dziennikarz śledczy Robert Hawk, wybiera się na swoje urodziny z żoną Sarą, jednak po drodze na imprezę dochodzi do wypadku samochodowego. Robert budzi się sam z ogromnym bólem głowy w ciemnym, zamkniętym pomieszczeniu. W niedługi czas później okazuje się, że wypadek nie był przypadkiem – brał w nim udział seryjny morderca zwany Iluzją, którego sprawę opisywał w swoich publikacjach nasz bohater. Wkrótce okazuje się, że wszyscy troje wpadli w ręce psychopaty, który niczym Jigsaw rozpoczyna swoją chorą grę.
Robert nie ma wielkiego wyboru – musi wydostać się z budynku, który został naszpikowany pułapkami, by ocalić swoich bliskich. Brzmi banalnie? Z jednej strony nie da się ukryć, że scenariusz nie jest najmocniejszą stroną tej gry, bo jest w nim za dużo podobieństw do serii „Piła”. Antagonista, który co parę lokacji będzie dawał o sobie znać bardziej przypomina upiory z gier HOPA od Artifex Mundi, niż realnego psychopatę.
Z drugiej jednak strony doceniłam pewne smaczki, jakie autor przygotował dla graczy – wycinki z gazet, listy oraz dwie kluczowe decyzje moralne, które warunkują zakończenie. Mój ending okazał się wielce rozczarowujący, bo zawaliłam ów istotne dla sprawy rzeczy, natomiast drugie zakończenie jest o wiele bardziej satysfakcjonujące i muszę przyznać, że akurat przez myśl nie przeszedł mi wcześniej taki finał. Oby więcej graczy mogło zobaczyć to fabularne wyjaśnienie.
Zagadki motorem napędowym
W Escape Roomach nie cierpię zagadek związanych z kłódkami – szukanie cyfr w niewielkim pomieszczeniu jest po prostu nużące. W „Play With Me” niemal cała mechanika sprowadza się właśnie do tego samego. Dostępu do każdego pomieszczenia blokują drzwi z zamkiem szyfrowym. Naszym zadaniem jest dokładne przeszukanie lokacji w celu odnalezienia kodu – w większości cyfrowego, choć pod koniec dochodzą też kody literowe. Na szczęście szyfry związane są z bardzo pomysłowymi zagadkami, które zachęcają do dalszych zmagań.
Znajdziemy tu zatem iluzje optyczne, które rzadko występują w grach komputerowych. Na czym one polegają? Na przykład na tym, by użyć lusterka, odsunąć się na pewną odległość od monitora, przeczytać coś wspak, albo użyć dużego przybliżenia. Było kilka zagadek związanych z hakowaniem komputera, układaniem puzzli, klikaniem na obiekty w określonej kolejności, a nawet jedna, w której należało wyłączyć dźwięk w opcjach! Żeby było ciekawiej wspomaganie się solucjami z YouTube’a na niewiele się Wam zda, ponieważ kody są UWAGA generowane losowo. Przy drugim podejściu da się też zauważyć, że przedmioty leżą w innych miejscach. Szacunek za takie utrudnienia.
No właśnie, a jak jest z poziomem trudności? Jak na mój detektywistyczny nos jest on całkiem wysoki. W kilku miejscach zacięłam się na amen i bez podpowiedzi z YouTube’a nie wiedziałabym zupełnie jak przejść dalej. A to przegapiłam konieczność przetarcia śladu krwi szmatką, a to nie wpadłam, by zerknąć do wiadomości w telefonie, a to nie zauważyłam zaworu, którego należało przekręcić. Znając dokładnie rozwiązanie każdej zagadki tytuł da się ukończyć w 1,5 godziny, natomiast mi przejście go zajęło aż 8 godzin. A to uznaję za bardzo dobry wynik.
Zaskakująco dobra oprawa wizualna
Zupełnie nie spodziewałam się tego, że gra będzie tak ładnie wyglądać. Lokacji jest całe multum i każda jest pięknie rozrysowana. Mamy tu przygnębiające pomieszczenia magazynowe, zatęchłe piwnice, surrealistyczne pokoje z gałęziami wystającymi ze ścian, kotłownie, windy… Są nawet postacie typowe dla horrorów – śmiejący się clown, laleczka, czy olbrzymie pająki. Niestety te ostatnie wydają się bardziej zabawne niż przerażające. Wydaje mi się, że większą grozę buduje tu oprawa muzyczna – te wszystkie skrzypnięcia drzwi, puknięcia, typowe jumpscare’y.
Niestety gra ma też parę niedociągnięć, które mogą popsuć (ale nie zepsuć całkowicie!) wrażenia z gry. Mnie osobiście drażnił voice acting. Szczerze, chyba lepszym pomysłem byłoby z niego całkowicie zrezygnować niż decydować się na wariant niskobudżetowy. Główny bohater wypowiada swoje kwestie zbyt wolno i choć akcent ma poprawny, to czuć, że nie jest to profesjonalny aktor, a co najwyżej native speaker. Drugim wkurzającym drobiazgiem są diablo powolne animacje wyciągania telefonu z ekwipunku i zapalania zapałki. Gra nie jest też wolna od błędów – zdarzyło mi się tu zobaczyć nie tylko pewne niegramatyczne formy, ale też i error, który wyrzucił mnie do pulpitu.
Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest to w zasadzie debiutancka produkcja autora oraz to, że gra kosztuje tylko 36 zł, na powyższe niedoskonałości da się machnąć ręką. Ja bawiłam się tutaj bardzo dobrze i mam nadzieję, że nie jest to ostatni tytuł Krzysztofa, jaki zobaczymy na PC.
Play With Me - Ocena końcowa
-
9/10
-
6/10
-
7/10
-
7/10
Play With Me - Podsumowanie
To nie jest typowa produkcja point’n’click, w której łączy się ze sobą przedmioty i klika bez zastanowienia na każdym obiekcie. „Play With Me” w ciekawy sposób angażuje umysł do rozwiązywania szeregu oryginalnych zagadek w akompaniamencie przyjemnej dla oka, ręcznie rysowanej oprawy wizualnej. Słaby voice acting i kilka niskobudżetowych przypadłości nie odbierają satysfakcji z gry.
Gra może Ci się spodobać jeśli:
Gra może Ci się nie spodobać jeśli: