Najbardziej lubię gry opowiadające jakąś historię. Choć zagram we wszystko – od szybkich gier imprezowych, po rozbudowane tytuły na kilka godzin – to jednak w przypadku gier typu euro mam pewien problem. Rzadko kiedy bawi mnie odkrywanie zawiłości mechaniki i prześciganie się w to, kto zdobędzie większą ilość punktów. Dlatego też „Ulm” miało przed sobą naprawdę trudne wyzwanie, aby mnie do siebie przekonać.
Jest to gra skierowana dla 2 do 4 graczy w wieku od 10 lat, a pojedyncza rozgrywka trwa około godziny, co jak na grę euro jest niezłym wynikiem. O ile pierwsza partia będzie na pewno dłuższa z uwagi na oswajanie się z mechaniką, to po pewnym czasie faktycznie ta godzinka w miarę odpowiada rzeczywistości, dzięki czemu nie ryzykujemy, że rozgrywka w „Ulm” zajmie nam cały wieczór.
Ulm – co w pudełku?
Opakowanie jest całkiem sporych rozmiarów i konkretnie wypełnione zawartością. Po otwarciu znajdziemy planszę, która po rozłożeniu nie zajmuje bardzo dużo miejsca (co jest ewidentnie plusem), a jednocześnie jest niemal całkowicie zapełniona różnego rodzaju oznaczeniami. Pierwsze związane z nią wrażenie jest dwojakie: z jednej strony została wykonana bardzo ładnie i zdecydowanie przyciąga wzrok, a z drugiej jest do tego stopnia wypełniona tyloma symbolami, że sprawia wrażenie chaotycznej.
Oczywiście oprócz planszy znajdziemy też sporą ilość żetonów oraz innych elementów. Najważniejsze z nich to 4-kolorowe drewniane dyski tzw. pieczęci – dla każdego gracza po 13 sztuk oraz dopasowany kolorystycznie znacznik barki wodnej. Oprócz tego znajdziemy również żetony monet oraz wróbli, a także rozmaite znaczniki herbów miejskich i rodowych, potomków czy katedry. Podstawą mechaniki są jednak żetony akcji, których jest w sumie aż 50 i zostały podzielone na pięć typów. Żeby tego było mało znajdziemy też talię 33 kart przedstawiających różne korzyści, które możemy zdobyć w ciągu gry.
Najlepsze jednak zostawiłem na koniec. Wyciągając żetony znajdziemy katedrę, którą samodzielnie składamy i stawiamy na planszy na specjalnej podstawce. Oprócz tego dostajemy płócienny woreczek dla żetonów akcji, a także zestaw woreczków strunowych do spakowania wszystkich elementów – bardzo miły dodatek z którym rzadko niestety się spotykam.
Jak widać elementów jest całkiem sporo i to zdecydowanie pierwszy duży plus jaki zdobywa u mnie „Ulm”. Dodatkowe bonusy w postaci woreczków czy miniatury katedry tylko podnoszą i tak wysoką już ocenę z wykonania gry. Żeby zakończyć ten temat dodam, że żetony akcji z których będziemy najczęściej korzystać są wykonane z porządnego, grubego kartonu, a do samej gry dołączono dwie instrukcje oraz kartę pomocy, które powinny rozwiać wszelkie wątpliwości w trakcie rozgrywki.
Ulm – przygotowanie gry i zasady
Pierwsze wrażenie jest takie, że mamy do czynienia z naprawdę zaawansowaną grą. Na szczęście instrukcja bardo dobrze pokazuje krok po kroku co trzeba zrobić żeby przygotować rozgrywkę. W odpowiednie miejsce kładziemy talię kart, herby miejskie, wylosowane 4 żetony potomków oraz złożoną wcześniej katedrę. Na specjalnej płytce kładziemy 10 wylosowanych żetonów katedry, które pokazują ilość rund. Następnie każdy gracz otrzymuje swój komplet herbów rodowych, dysków pieczęci, barkę (którą należy położyć na samym początku rzeki po lewej stronie planszy) oraz odpowiednią ilość żetonów monet, wróbli oraz akcji. Na koniec najważniejsza sprawa: górną prawą stronę planszy zajmuje szachownica przeznaczona na żetony akcji i to wokół niej toczy się główna mechanika „Ulm”.
Podczas przygotowania gry należy w losowy sposób umieścić na niej odpowiednią ilość żetonów wskazanych przez instrukcję oraz po jednym rodzaju położyć w miejscu tzw. doków przeładunkowych. Resztę żetonów wrzucamy do woreczka. Każdy z graczy kładzie też jedną ze swoich pieczęci na liczbie 5 na listwie z punktami.
„Ulm” ma sporo zasad nad którymi nie będę tu się wyjątkowo mocno rozwodził, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu. Nie da się jednak ukryć, że gra tego typu powinna mieć dobrze napisaną instrukcję, która w przystępny sposób nakreśli przebieg rozgrywki i rozwieje wątpliwości. Na tym punkcie jestem dość mocno uczulony i uważam, że bardzo wiele z przyjemności w grze zależy właśnie od instrukcji. Nie ma nic bardziej denerwującego niż przerywanie zabawy bo nie wiadomo co dalej zrobić. Pod tym względem „Ulm” po raz kolejny zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. W pudełku znajdziemy dwie instrukcje – nie jest to jednak model stosowany przez FFG, w którym jedna książeczka to zbiór zasad, a druga swoiste kompendium wiedzy. Tutaj pierwsza z nich pokazuje jedynie najważniejsze możliwości i wyjaśnia mechanikę. Dopiero druga z nich rozszerza wszystkie kwestie i dokładnie opisuje co i jak można zrobić.
Muszę przyznać, że jak na grę ze sporą ilością zasad i zależności, to wszystko zostało bardzo dokładnie wytłumaczone i nie zdarzyło mi się żebym nie wiedział co mam w danym momencie zrobić. Na koniec pojawia się ciekawostka – krótka historia prawdziwego miasta Ulm oraz mały leksykon. Bardzo ciekawe zwieńczenie i tak interesującego wykonania.
Żeby nie opisywać wszystkich zasad wymienię jedynie pokrótce najważniejsze możliwości jakie mamy do wyboru. „Ulm” charakteryzuje się bardzo ciekawą mechaniką, z którą się jeszcze nigdzie nie spotkałem. Sednem całej zabawy są żetony akcji umieszczone na szachownicy o wymiarach 3×3. Na początku swojej rundy gracz losuje z woreczka jeden z żetonów, a następnie wsuwa go w któryś z boków szachownicy (na którym znajdują się już trzy żetony) w taki sposób żeby jeden z nich wyjechał poza ostatnie pole. Dzięki temu w danym rzędzie lub kolumnie będzie jako pierwszy żeton ten, który wsunęliśmy, kolejne dwa przesuną się o jedno miejsce, a ostatni z nich wysunie się poza szachownicę. Te trzy żetony, które zostaną to trzy akcje które możemy wykonać w swojej rundzie. Ciekawe, prawda?
W grze występuje 5 typów akcji:
- monety, która umożliwia nam dobranie jednego żetonu pieniądza
- czyszczenia, dzięki której możemy zabrać wypchnięte z szachownicy żetony akcji z wybranego przez nas boku
- barki, która pozwala przesunąć do przodu żeton barki na rzece
- pieczęci, za którą musimy zapłacić dwie monety i dzięki temu umieścić dysk pieczęci w dzielnicy, nad którą lub pod którą znajduje się nasza barka
- karty, za którą trzeba oddać dwa żetony akcji z naszej puli a następnie dobierać jedną lub dwie karty z talii lub zagrać kartę z ręki
Na sam koniec możemy za darmo zagrać jeszcze jedną kartę jeżeli taką mamy w ręce i runda przechodzi na następnego gracza. Gdy każdy wykona swoje akcje wkłada się kolejny żeton katedry między wieże i zaczynamy wszystko od nowa. To tyle jeżeli chodzi o zasady. Na czym więc polega cała zabawa ? Na zależnościach między nimi i różnymi drogami do osiągnięcia zwycięstwa.
Ulm – wrażenia z rozgrywki
Pierwsze podejście może nieco przerażać, bo jak tu spamiętać te wszystkie zasady. Jednak przy drugiej rozgrywce zauważyłem jakie to wszystko jest naprawdę proste i logiczne, a instrukcja w każdej chwili pozwala na szybkie sprawdzenie wątpliwości. Błyskawicznie można zapamiętać co daje każdy z żetonów akcji i jak go zastosować. Cała zabawa polega na tym żeby tak ułożyć swój rząd lub kolumnę w szachownicy żeby jak najwięcej z tego wyciągnąć dla siebie. Mamy jedynie dziesięć rund, więc wbrew pozorom czasu jest naprawdę niewiele.
Może warto poruszyć swoją barkę? Pierwsze pola na rzece generują punkty ujemne – dopiero od połowy toru rzecznego można uzbierać coś na plus. Ale z drugiej strony zbyt szybkie przesuwanie barki sprawi, że prędko przepłyniemy przez różne dzielnice i nie będziemy w stanie użyć już na nich żetonów pieczęci. A akcje związane z nimi też są bardzo ciekawe: jedne pozwalają na dobranie karty lub żetonu akcji, inne generują automatycznie punkty za każdą pieczęć jaką mamy wyłożoną na planszy, jeszcze inne umożliwiają zabranie żetonu potomka, który daje kolejne możliwości albo też zabranie herbu dzielnicy co również zacznie w różny sposób punktować. Widzicie już te zależności? A to jeszcze nie koniec.
Za każdą akcję pieczęci płacimy dwie monety, więc warto je zbierać z szachownicy. Podobnie jest z akcją czyszczenia, która umożliwia zabranie z jednego boku wszystkich wypchniętych żetonów, którymi następnie można zapłacić za akcję karty. Te można odrzucić i zdobyć jednorazowy bonus lub wyłożyć ja przed siebie i zacząć zbierać kolejne dzięki czemu możemy dostać sporo punktów na koniec. Najlepsze jest to, że często trudno się zdecydować – bonusy natychmiastowe są kuszące, a choć zbieranie typów kart da na koniec więcej punktów, to nie mamy pewności czy trafimy na karty, których poszukujemy.
Bardzo szybko złapałem się na tym, że zastanawiam się nad różnymi możliwościami i po prostu bawię się testując je. Tu nie ma jednej drogi do zwycięstwa – trzeba non stop kombinować i podejmować decyzje co bardziej się opłaca. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mimo tylu możliwości ta gra nie męczy. W jakiś niepojęty dla mnie sposób udało się z tego wszystkiego stworzyć tytuł, który autentycznie bawi. Może wynika to z rozgrywki, która nie jest zbyt długa. Może z tego, że akcje do wyboru są naprawdę proste, a cała zabawa polega właśnie na tych szczegółach i zależnościach. Dzięki temu nie próbujemy rozszyfrować co stanie się za kilka rund, bo zwyczajnie nie ma jak tego przewidzieć – nigdy nie wiadomo kto jaki żeton wylosuje i w który bok szachownicy go wsunie. Nie każdemu pasuje taki element losowości w grach euro, ale tutaj dostarcza naprawdę sporo zabawy.
Punkty generowane są prawie z każdego aspektu gry. Niektóre naliczane są natychmiast jak np. żetony herbów czy odrzucone karty. Ale niektóre dodają punkty dopiero na sam koniec: są to zebrane karty, które zostały wyłożone na obszarze gracza, pozycja barki na rzece i nawet żetony wróbli dzięki którym mogliśmy wymieniać żetony akcji. To wszystko sprawia, że możliwości na zwycięstwo jest naprawdę wiele, co przekłada się zdecydowanie pozytywnie na aspekt regrywalności.
„Ulm” zaskoczył mnie do tego stopnia, że sam musiałem się zastanawiać nad tym do czego się tu przyczepić. Ostatecznie znalazłem jeden taki aspekt – chodzi o interakcję między graczami, która jest niewielka. Owszem, możemy komuś przypadkiem dopomóc czy tak się obwarować żeby inni generowali nam punkty. Ale brakuje mi nieco negatywnej interakcji – jakiejś karty, która np. pozwoli mi usunąć żetony pieczęci przeciwnika albo przesunąć jego barkę o kilka pól do tyłu. Nie wiem jednak czy starczyłoby czasu na taki dodatkowy aspekt, bo naprawdę te 10 rund, które oferuje pojedyncza rozgrywka w „Ulm” mija bardzo szybko. Ja powiem tylko tyle – żadna inna gra euro nie sprawiła, że po skończonej zabawie miałem ochotę od razu na druga rundę.
Warto też podkreślić przyzwoitą cenę. Rzadko się zdarza, by gra ekonomiczna z tyloma elementami kosztowała poniżej 100 zł. „Ulm” zaś w najtańszych sklepach występuje nawet za 69 zł!
Ulm - ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
7/10
-
9/10
-
9/10
Ulm - Podsumowanie
Bardzo dobra gra euro, która potrafi oczarować wyglądem, zaciekawić mechaniką i dać do myślenia zależnościami między poszczególnymi elementami. Gdyby tylko interakcja stała na nieco wyższym poziomie mielibyśmy do czynienia z tytułem wybitnym. Chciałbym żeby każda gra euro stała na takim poziomie jak „Ulm”.
Gra może Ci się spodobać, jeżeli:
- lubisz gry euro, w których jest dużo możliwości zwycięstwa
- szukasz gry wymuszającej myślenie
- szukasz gry, która dostarczy dużo przyjemności, ale nie zajmie całego wieczoru
Gra może Ci się nie spodobać, jeżeli:
- nie lubisz gier euro
- szukasz szybkiej i prostej gry imprezowej
- szukasz gry nastawionej na rozbudowaną interakcję
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Sharp Games